mozaika ZAPRASZAMY

do kościoła Świętej Rodziny Warszawa ul Rozwadowska 9/11

9 września 2025 (wtorek)

19.00 Msza święta
20.00 konferencja

Dyżur liturgiczny pełnią uczestnicy rekolekcji w Małym Cichym

Wdzięczność, która rodzi się z pewności wiary. Konf. 22.10.2024

Konferencja ks. Mieczysława Jerzaka

Zacisze, 22 października 2024

Wdzięczność, która rodzi się z pewności wiary.

W modlitwie zawierzenia przepaść grzeszności i ufności winny prowadzić do przepaści wdzięczności, wyrażającej najwyższy stopień naszego zaufania Bogu – naszą pewność wiary. Jeżeli będziesz żył ze świadomością, że przez ciebie dokonuje się wiele zła, to będziesz chciał wierzyć nie tylko w to, że Maryja, której oddałeś się, to zło naprawi, ale i to, że Ona już je naprawia. A jeżeli twoja ufność stanie się pewnością wiary, to zrodzi się w tobie również wielka wdzięczność.
W sytuacji doświadczania bezmiaru własnej grzeszności możesz ograniczyć swoją modlitwę zawierzenia do samego słowa: dziękuję.
Podejmując modlitwę zawierzenia, staraj się dziękować Maryi za to, że to Ona w tobie żyje Ewangelią, że to Ona w tobie pełni wolę Boga. Wówczas nie musisz już mówić: Maryjo, proszę módl się za mnie. Ty sama oczekuj we mnie na Eucharystię. Ty żyj we mnie. Ale możesz powiedzieć: dziękuję Ci, Maryjo, że we mnie i za mnie modlisz się, że we mnie i za mnie patrzysz z miłością na Syna Bożego ukrytego w Najświętszym Sakramencie, że we mnie i za mnie oczekujesz na Eucharystię i uczestniczysz w niej, że we mnie i za mnie żyjesz.
Skoro Matka Boża jest ci dana jako TA, przez którą Chrystus chce ciebie ocalać, przez którą chce rozlewać na tobą swoje miłosierdzie i zanurzać w swojej Odkupieńczej Ofierze, to nie odtrącaj tej łaski. Niech twoje krótkie, ale częste – możliwie jak najczęstsze – akty strzeliste będą aktami ufności i wdzięczności. Niech będą wyznaniem: Maryjo, Ty widzisz, że jestem przepaścią grzeszności i słabości, ale Ty możesz sprawić, że będzie we mnie również przepaść ufnej wdzięczności. Nie mojej, ale Twojej, Maryjo. Dziękuję Ci, że przez komunię życia ze mną Ty sama ufnie przywołujesz przepaść Bożego miłosierdzia.
Tak więc, gdy mimo doświadczenia dna naszej nędzy zdobywamy się w modlitwie zawierzenia, aby prosić Maryję o ufność i z góry Jej dziękować, nasze działanie może stawać się działaniem Maryi.
(Zeszyt RRN nr 20 Komunia życia z Maryją, rozdz. II. 3 Przepaść wdzięczności)

Jesteśmy pewni siebie w różnych życiowych sytuacjach. Kierowcy są pewni w kierowaniu pojazdem, ponieważ opierają się na swoim doświadczeniu i sprawności pojazdu, którym kierują. Nauczyciele czują się pewnie, kiedy mają wypracowane metody nauczania i wychowawcze. Mniej pewni siebie są maklerzy giełdowi, gdyż nie mogą przewidzieć koniunktury na rynku. Pracownicy służby zdrowia są pewni w siebie, gdy mają odpowiednią wiedzę i doświadczenie, a mimo to zdarzają się sytuacje, że pacjent odchodzi pomimo zastosowania właściwego leczenia. W 1939 roku kilka dni po rozpoczęciu II wojny światowej Polacy wiązali duże nadzieje na jej zakończenie, kiedy sojusznicy Anglia i Francja wypowiedziały wojnę Niemcom. Nie miało to wpływu na proces zajmowania Polski przez niemieckich najeźdźców, bo sojusznicy nie udzielili Polsce pomocy.
Jak to jest z pewnością wiary w Boga? Nikt, kto oparł się na Bogu nie będzie zawiedziony. Będzie miał pewność, że fundament jego życia nie zostanie zniszczony przez wichry i powodzie. Po wielu latach życia taką pewność wiary osiągnęliśmy. W jesieni życia spoglądamy wstecz i przypominamy sobie jakie mieliśmy w młodości plany i ideały. Widzimy jak nasze marzenia zostały zrealizowane. W perspektywie odejścia z tego świata i wieczności poszukujemy pewności wiary w Boga.
Na pewno trudno jest myśleć o śmierci tym, którzy nie wierzą w Boga, albo nie są pewni tego w co wierzą, albo odrzucili wiarę w Boga. Ale jeśli jest w człowieku solidny fundament wiary, to rodzi się wdzięczność, że Bóg na pewno bezpiecznie przeprowadzi nas przez ten etap życia. Chociaż czujemy się słabi i grzeszni możemy ufnie zwrócić się do Matki Bożej, że Ona w nas i za nas żyje, że Ona w nas i za nas kocha Syna Bożego, Ze Ona w nas i za nas patrzy z nadzieją na nas i naszych bliskich. Widząc siebie w prawdzie, tym bardziej zawierzajmy się Matce Bożej: Maryjo, Ty widzisz, że jestem przepaścią grzeszności i słabości, ale Ty możesz sprawić, że będzie we mnie również przepaść ufnej wdzięczności. Nie mojej, ale Twojej, Maryjo. Dziękuję Ci, że przez komunię życia ze mną Ty sama ufnie przywołujesz przepaść Bożego miłosierdzia.
W różnych okolicznościach życia doświadczamy, jak bardzo potrzebujemy pewności wiary. Czasem jesteśmy jej pewni, a czasem tracimy tę pewność. Bóg odbiera nam różne rzeczy i wymaga, byśmy przestali trzymać się zabezpieczeń i poszli za Nim dalej. To jest skok, ale w obecności Boga i zgodny z Jego wolą.

Ogólnopolska inauguracja nowego roku formacyjnego 2024/2025 Ruchu Rodzin Nazaretańskich w Gdańsku Oliwie.

Bazylika archikatedralna w Gdańsku-Oliwie – Wikipedia, wolna ...

Dnia12 października 2024 archidiecezja gdańska była gospodarzem ogólnopolskiej inauguracji nowego roku formacyjnego Ruchu Rodzin Nazaretańskich. Hasło dnia skupienia było zaczerpnięte z wypowiedzi bł. ks. kard. Stefana Wyszyńskiego: Wszystko postawiłem na Maryję.

Do Gdańska przybyliśmy na zaproszenie Ruchu Rodzin Nazaretańskich archidiecezji gdańskiej. Do Gdańska Oliwy przybyły w sobotę kilkaset członków Ruchu Rodzin z całej Polski. Z diecezji warszawsko-praskiej autokarem, samochodami i pociągiem przybyło 70 osób.

Kościół Matki Bożej Królowej Korony Polskiej

Spotkanie w sobotę rozpoczęło się w cysterskim kościele Matki Bożej Królowej Korony Polskiej w Oliwie. Przybyłych gości witał ks. Paweł Jakimcio, moderator RRN archidiecezji gdańskiej. Pierwszym punktem naszego dnia skupienia była modlitwa przed wystawionym w Najświętszym Sakramentem. Następnie wysłuchaliśmy konferencji, którą wygłosił ks. Stefan Czermiński z diecezji katowickiej.

Ks. Stefan w konferencji inaugurującej nowy rok formacyjny powiedział, że wiele osób nabiera z biegiem lat pewną duchową twardość nie pozwalającą im na przyjęcie w prostocie i z otwartością Bożego wezwania. Wszelkie próby zmiany ich postawy są nadaremne i przypominają prostowanie świńskiego ogona, którego nie da się wyprostować, ponieważ co by się nie zrobiło, to on zawsze powraca do swojego poprzedniego kształtu. Jesteśmy wezwani do tego, aby być posłańcami nadziei i ufności, którzy wszystko postawili na Maryję. Ale jak się stać posłańcem nadziei i ufności, który wszystko postawił na Maryję? Nie możemy rozłożyć się na kanapie i oczekiwać, że Matka Boża za nas będzie działać. Mamy stać się w naszych środowiskach synami pocieszenia, którzy podniosą innych na duchu. Czy jest w nas potencjał syna pocieszenia, czy bezradność idąca ku rozpaczy?

Teraz żyjemy w takim świecie,w którym ks. Michał Olszewski znajduje się w areszcie od wielu miesięcy, kiedy wielu młodych ludzi zajęci są tym, co znajdują na swoich komórkach, kiedy prawo naturalne nie jest oczywiste, kiedy Kościół przestaje wystarczać a wiele osób żyje nienawiścią. Można zapytać: skąd ta bezradność? Odpowiedź brzmi: z pogaństwa. Złota zasada ateizmu brzmi: Boga nie ma. Jesteś zdany sam na siebie. Silni wygrywają, a słabi giną. Jak sobie nie poradzisz, to nikt ci nie pomoże. Czy nas coś zaraziło od środka? Prawdziwe zagrożenie nie znajduje się na zewnątrz, tylko w nas. W jakiejś mierze nasze serca są zagrożeniem dla świata. Gdyby serca otworzyłyby się na łaskę, to Bóg by zwyciężył bez jednego wystrzału.

Oficjalnie wierzymy w Boga, a nieoficjalnie wierzymy w siebie. Rzeczywista wiara w Boga odsłania nam pełnię prawdy. Pierwszą prawdą jest to, że Bóg nas kocha miłością miłosierną, podnoszącą na duchu i wszechmocną. Druga prawda jest taka, że nasza słabość znika, jakby wyparowuje w momencie, kiedy włożymy naszą rękę w rękę Boga Ojca lub Matki Bożej. Trzymając się ich ręki możemy się wychylać, podziwiać wspaniałe widoki i być pewnymi, że Matka Boża i Bóg nas uratują. Trzecia prawda, to pewność, że wiara ma sens, bo Bóg tak powiedział, a On nie może się pomylić, ani przejęzyczyć, ani zasnąć.

Bł. Matka Czacka uważała, że jej ślepota jest niezwykłym szczęściem, które ją spotkało. Wiara w siebie prowadzi do kłamstwa, do manipulacji, do gry aktorskiej do udawania, że wszystko jest w porządku, że jesteśmy kimś. Ktoś się zapytał: jak ocalić godność osobistą? My nie jesteśmy godni. Jedyną naszą godnością jest bycie ukochanymi dziećmi Boga. Tej godności nikt nam nie odbierze. Kiedy myślimy wyłącznie o sobie i chcemy sobie sami poradzić, to wtedy rodzą się wojny, zbrodnie, nienawiść.

Jak nie wplątać się w pułapkę samowystarczalności i radzenia sobie bez Boga? Trzeba uważnie obserwować siebie i świat. Pewien człowiek jechał na ważne spotkanie. Zatrzymał się na stacji benzynowej, by zatankować samochód. Wyjeżdżając ze stacji nieumyślnie uszkodził kompresor. Rozejrzał się, czy nikt tego nie zauważył. Widział go inny kierowca, ale odjechał, tylko kamery zarejestrowały zdarzenie. Spieszył się na spotkanie i nie chciał tracić czasu na wyjaśnianie zdarzenia. Już chciał odjechać, ale zastanowił się, pomodlił się i przełamało się coś w nim. Zgłosił wypadek na stacji. Pracownik stacji był zdziwiony, jego postawą. Dlaczego nie uległ pokusie ucieczki od odpowiedzialności? On był zawierzony Maryi, pamiętał o miłości Boga, poznał, że to jest próba wiary. Kiedy podpisywał oświadczenie, na którym podał swoje dane, był już pełen pokoju. Dziękował Maryi, że nie uległ pokusie, że się nie wystraszył. Inny przykład. W czasie podróży samochodem ksiądz zatrzymał się, by zjeść posiłek z przyjaciółmi. Tak się skupił na rozmowie, że wyszedł później z baru nie zapłaciwszy za posiłek. Dopiero po roku przejeżdżając obok baru przypomniał sobie o niezapłaconym rachunku. Podjechał, wyjaśnił, i zapłacił. Nasza pycha i spryt szatana jest tak wielki, że łatwo i szybko uciekamy do łatwiejszych z pozoru rozwiązań. Bóg wie, jak jesteśmy słabi i daje nam doświadczenie miłości, abyśmy się nie bali. Doświadczamy miłości od dzieciństwa. Wzrastamy w wierze, że Bóg nas kocha. Otrzymujemy wiele znaków w życiu, które pomagają nam uwierzyć, aż do momentu, kiedy pojawi się Maryja i tak nas poprowadzi, że się Jej zawierzymy. Ona nie pozwoli, byśmy nie ulegli pokusie, byśmy byli zdolni do przyznania się do winy.

Bł. Carlo Acutis (1991 - 2006), zmarł w wieku 15 lat. Poruszał się z łatwością w internecie. Założył stronę internetową, gdzie umieszczał artykuły o świętych. Mówi, że Eucharystia jest autostradą do nieba. Mówił, że wszyscy rodzimy się jako oryginały, ale wielu umiera jako kserokopie.

Gdybyśmy Maryi zawsze mówili: FIAT, to byśmy z biegiem lat stawali się coraz piękniejsi i wszyscy by się za nami oglądali. Jeśli nie mówimy Maryi FIAT, to stajemy się brzydcy, nudni i nieciekawi. Tylko teoretycznie uznajemy, że jesteśmy grzesznikami kochanymi przez Boga. Przecież nasza słabość i szorstkość dodaje nam uroku. Drewniana noga nie przeszkadzała Bogu działać w św. bracie Albercie. Bł. Stefan Wyszyński, po drugim roku uwięzienia, doszedł do przekonania, że słusznie Bóg dopuścił do jego uwięzienia i za to doświadczenie winien jest wyśpiewać Bogu: Te Deum. Uznał, że słusznie Bóg go odtrącił od Kościoła i ołtarza, że obronił owczarnią przed lichym pasterzem. Pisał: „Boże, masz rację, Wszystko słusznie uczyniłeś. Bądź pochwalony”.

Ile to kłopotów spada z głowy, kiedy człowiek uzna się za najgorszego. Kiedy się czujemy najlepsi, to zaczynamy się martwić, by nam „korona z głowy nie spadła”. Kiedy się czujemy najgorsi, to zaczynamy dziękować za wszystko, a godność Jezusa staje się naszą godnością. Jezus nas kocha i chce nas uczynić podobnymi do siebie. Jezus wie, jak nas wyrzeźbić.

Ciężko jest wytrzymać z ludźmi, którzy się uważają za najlepszych. Fryderyk Chopin był wrażliwym człowiekiem. Dobrze wychowany, tęsknił za ojczyzną i widział swoje słabości. Przyjaźnił się z Adamem Mickiewiczem. Wieszcz Adam przychodził do jego domu, siadał w kącie pokoju, prosił, aby mistrz grał. Ta gra była nie tylko ucztą dla ucha, ale też ucztą duchową dla nich dwojga. A Mickiewicz potrzebował kontaktu z Bogiem. Chopin nie wstydził się przyznać do swoich słabości, do grzechów. Był wdzięczny księdzu, który przyszedł go wyspowiadać przed śmiercią.

Kto wyjdzie z dobrym słowem do pogubionych, do gejów, niedowiarków, do wojujących ateistów, do pogubionych polityków. Nie pójdą ci, którzy uważają się za najlepszych. Pójdą ci, którzy czują się najgorsi. Takie serca nie będą osądzać bliźnich. Ich serca nie będą salą sądową, ale ogrzewalnią brata Alberta. Jezus zaprosił na ucztę wszystkich. Nawet bandyta się nawróci, kiedy spotka brata. Wszystkie grzechy są przez Jezusa zapłacone, nie musimy niczego spłacać. Mamy amnestię. Nie musimy mówić, że dopiero pójdziemy do spowiedzi, kiedy się poprawimy. Maryja daje nam wskazówki, zachęca nas, abyśmy odmawiali różaniec, byśmy się modlili i czynili pokutę. Siostra Darowska ze zgromadzenia Niepokalanek pytała Pana Jezusa, dlaczego spotyka jej zgromadzenie tyle cierpień. Jezus jej odpowiedział, że jest o nie zazdrosny. Chce ich doświadczyć, ponieważ, chce je widzieć w niebie. Bł. Alexandrina Maria da Costa uciekając przed gwałcicielem, wyskoczyła przez okno i doznała trwałego uszkodzenia kręgosłupa. Stała się osobą niepełnosprawną. Swoje cierpienia ofiarowała Bogu. Miała łaskę rozmawiania z Matką Bożą i z Panem Jezusem. Widziała jak jej modlitwa jest wysłuchiwana w niebie. Gdy poprosiła Matkę Bożą, o dobre przygotowanie się się do przyjęcia komunii świętej. Zobaczyła mieszkańców nieba i Maryję, którzy przyszli, aby ją przygotować do przyjęcia Pana Jezusa w komunii świętej.

Gdyby nie było trudnych doświadczeń, gdyby nie było trudnych czasów, to nie dowiedzielibyśmy się, jak działa Bóg przez tych, którzy są Jemu oddani. Jezus chce byśmy stali się aniołami pocieszenia, którzy pogubionym ludziom będą mówili o miłości Boga.

Pierwsza część spotkania zakończyła się agapą na terenie przykościelnym. Piękna i słoneczna pogoda sprzyjała w nawiązaniu wspólnotowych relacji.

Katedra oliwska

Druga część spotkania odbyła się w archikatedrze oliwskiej i kurii. Z kapłanami formującymi Ruch Rodzin Nazaretańskich w różnych diecezjach spotkał się w auli Jana Pawła II bp Szlachetka. W tym czasie członkowie wspólnot w archikatedrze oliwskiej wysłuchali koncertu organowego, zwiedzali zabytkowe wnętrze i wysłuchali informacji o historii cysterskiego klasztoru i archikatedry.

O godz. 14.00 rozpoczęła się koncelebrowana liturgia z udziałem dwudziestu kapłanów Ruchu z różnych diecezji, której przewodniczył bp Wiesław Szlachetka. On też wygłosił homilię. Skoncentrował się w niej na postaci Maryi. - W liturgii słowa słyszymy o Matce dobrego i prawego Syna, godnego największej czci. Kobieta, która błogosławi Maryję, postrzega w jej Synu, w Jezusie, przyczynę Jej szczęścia. Jednakże, przyglądając się życiu Maryi, zauważymy, że nie od razu Jej Syn stał się powodem szczęścia - mówił biskup pomocniczy archidiecezji gdańskiej. - To właśnie z powodu Jezusa nie miała łatwego życia, najpierw wśród swoich krewnych, ale także wśród sąsiadów w Nazarecie. Przyczyną ich niechęci do Niej i do męża Józefa stało się zwiastowanie, bo nikt nie uwierzył, że Maryja poczęła z Ducha Świętego. Czegoś takiego w historii jeszcze nie było i już nigdy nie będzie. I te okoliczności, w których zaszła w ciążę, zrodziły u krewnych i sąsiadów wiele podejrzeń, niechęć, a może nawet pogardę wobec Niej.

Wiele było trudnych momentów w życiu Maryi. Chyba największym brakiem szczęścia było dla Niej tych 30 lat codzienności w Nazarecie - ten czas wyczekiwania na spełnienie Bożych obietnic. Otrzymała obietnicę, że Jej Syn będzie wielki, że będzie nazwany Synem Najwyższego, że Pan Bóg da Mu tron Jego praojca Dawida, że Jego panowaniu nie będzie końca. Również pod swoim adresem usłyszała wiele pochwał i obietnic: że jest pełna łaski, że Bóg jest z Nią, że jest błogosławioną (czyli szczęśliwą) między niewiastami, że sławić Ją będą wszystkie pokolenia. A kiedy te wydarzenia związane z cudownym poczęciem Jej Syna się zakończyły, to tak naprawdę nic szczególnego, nic nadzwyczajnego nie zaczęło się dziać.

W jakiejś mierze czegoś podobnego sami doświadczamy. Gdy bierzmy udział w jakichś uroczystych i doniosłych przeżyciach religijnych, to powrót do codzienności staje się trudniejszy. Albo gdy jesteśmy na Mszy św., słyszymy wiele wspaniałych obietnic - że jesteśmy dziećmi Bożymi i dziedzicami nieba, że przygotowane są dla nas nadzwyczajne dobra, w których są wielka chwała i źródło wiecznego zachwytu i szczęścia. Ale gdy wracamy do domu, nic z tych obietnic się nie dzieje. Tylko ta szarość i jednostajna codzienność. Tylko to ciągłe zmartwienie, co będziemy jeść, co będziemy pić, w co będziemy się ubierać.

Na zakończenie ks. Biskup zwrócił się do zgromadzonych. - My, tu zgromadzeni uczestnicy Ruchu Rodzin Nazaretańskich, staramy się tak, jak Maryja słuchać słowa Bożego i je wypełniać. W tym pomagać nam będzie nowy rok duszpasterski, nowy rok formacji. Oby był błogosławiony, czyli prawdziwie szczęśliwy. Oby przygotowywał do wypełnienia Bożych obietnic w naszym życiu, które zadziwią nas takim szczęściem, jakiego teraz nawet nie potrafimy sobie wyobrazić. Święta Rodzino z Nazaretu, módl się za nami - zakończył bp Wiesław.

Na zakończenie liturgii członkowie Ruchu podziękowali moderatorowi krajowemu ks. Dariuszowi Kowalczykowi, moderatorom diecezjalnym i ks. Pawłowi Jakimcio, diecezjalnemu moderatorowi RRN, a także wszystkim, którzy przyczynili się do przygotowania spotkania.

Zapisane wypowiedzi ks. Stefana Czermińskiego i ks. bp Wiesława Szlachetki pochodzą z prywatnych notatek E. Myśliwiec i nie stanowią całości wypowiedzi. Na stronie ogólnopolskiej RRN można wysłuchać pełną nagraną relację z inauguracji nowego roku formacyjnego w Gdańsku.

Ufać z pomocą Tej, która jest Ucieczką grzeszników. Konf. 8.10.2024

Konferencja ks. Adama Kurowskiego

Zacisze, 8 października 2024

Ufać z pomocą Tej, która jest Ucieczką grzeszników.

Dzisiaj patronką dnia jest św. Pelagia. Pelagia, znana również jako Małgorzata, pochodziła z Antiochii. Żyła w V w. Wedle przekazów była kobietą lekkich obyczajów, obdarzoną nieprzeciętną urodą. Pochodziła z bogatej pogańskiej rodziny.
Biskup Antiochii zaprosił pewnego razu do siebie ośmiu biskupów, wśród nich Nonnusa z Heliopolis, znanego ze swej pobożności i ascezy. Gdy wszyscy zgromadzili się przed kościołem, a Nonnus przemawiał do nich, nieopodal przejeżdżała Pelagia. Jej kosztowny strój zwracał uwagę. Nonnus dostrzegł to i gorzko zapłakał, wskazując, że jego słuchacze nie dbają o swoje dusze w takim stopniu, w jakim owa kobieta dbała o własną urodę. Gdy Nonnus wrócił do swej celi, podjął modlitwę o nawrócenie spotkanej kobiety.
Otrzymał wówczas widzenie: ujrzał czarną gołębicę, która - zanurzona przez Nonnusa w wodzie święconej - stała się czysta i biała. Biskup odczytał to jako znak zapowiadający nawrócenie Pelagii. Kiedy kolejnym razem nauczał o Sądzie Ostatecznym, do świątyni weszła Pelagia. Usłyszane słowa wywarły na niej wielkie wrażenie. Z płaczem rzuciła się do nóg biskupa. Nonnus ochrzcił ją. Pelagia postanowiła oddać swój majątek biskupowi, by ten mógł go rozdzielić między potrzebujących. Nowo nawrócona kobieta podjęła pokutę. Wkrótce potem udała się do Jerozolimy. Tam, ukrywając się pod przybranym męskim imieniem, podjęła surowe wysiłki ascetyczne. Zamieszkała w jednej z pustelni na Górze Oliwnej, gdzie około 457 roku odeszła do Pana. (Internetowa Liturgia Godzin)

Niech przykład św. Pelagii (która w swojej pustelni pokutowała za swoje grzechy i adorowała Pana Jezusa, zwracając do Niego swoje serce) nas zachęca byśmy odkrywając prawdę o sobie uciekali się do Bożego Miłosierdzia. Motywem naszych działań jest często zwykły strach. Często patrzymy na drugiego człowieka, grzesznika z oburzeniem i gniewem, to najczęściej kieruje nami zwykły strach przed tym, że możemy być w jakiś sposób skrzywdzeni przez niego. Apostołowie po aresztowaniu Jezusa zwyczajnie uciekli obawiając się, że mogli sami spotkać się z podobnym traktowaniem ze strony prześladowców Jezusa.

Jesteśmy zaproszeni do tego, by na widok ludzkiej słabości nie reagować strachem, ale by budziła się w nas ufność wobec Jezusa. W jaki sposób reagujemy na zło w naszym życiu? Czasem lekceważymy znaczenie i wagę zła, dopóki się da, albo usprawiedliwiamy się, albo „podnosimy się na duchu” wmawiając sobie, jeszcze nie jesteśmy najgorsi, bo inni gorzej postępują.

A jeśli nastąpi przełom i dłużej nie możemy lekceważyć zła, to czujemy się załamani, myśląc, że już niczego nie da się zrobić. Pojawia się smutek rezygnacja, desperacja. Widzimy, że niewiele daje przekonywanie innych, że nie jest z nami tak źle. Jeśli nie potrafimy się już maskować, to potrzeba przekraczać ludzką potrzebę samoobrony, usprawiedliwiania i tłumaczenia się.

Gdy pojawia się problem to nie szukajmy winnego, tylko szukajmy gdzie znajduje się ratunek. Ratunek jest w Panu Jezusie. On jest naszym Zbawicielem. Można też szukać pomocy u Matki Bożej. Kto był w na SOR-ze ze swoim problemem zdrowotnym, to choć nie widzi przy sobie cały czas obecnego lekarza, to wie, jest pewien, że ten lekarz jest blisko i zawsze może podejść i pomóc, gdy nasz stan się pogorszy. Możemy być pewni, że choć znajdujemy się w trudnej sytuacji, to Jezus cały czas jest blisko i zawsze w odpowiednim momencie dotrze, by nas uratować. Zawsze powinniśmy pamiętać, że jesteśmy grzesznikami, takimi chorymi na SOR-ze. Nie przyjmujmy postawy faryzeusza, który myślał o sobie dobrze. ale bądźmy jak celnik, który nie usprawiedliwiał się, ale z pokorą przyznawał się do zła. Nie wiemy jaki jest nasz status, tylko Bóg to wie. Faryzeusz odszedł zadowolony ze swojej modlitwy, ale przed Bogiem został usprawiedliwiony tylko celnik.

Czyny są uzewnętrznieniem tego, co dzieje się wewnątrz nas. Oziębłość, płytkość ciągle nam zagrażają. Mamy swoje wizje, chcemy wymóc na Bogu pewne sprawy, które nie są zgodne z Jego wolą. Musimy się ciągle nawracać. Może myślimy, że z nami jest dobrze, bo Bóg spełnia nasze prośby, wysłuchuje modlitwy. Prawda może być inna. Bóg spełnia nasze pragnienia, ponieważ wie, że byśmy nie znieśli faktu nie wysłuchanej modlitwy i byśmy się odwrócili od Boga i obrazili się na Niego.

Korzystajmy z pomocy Matki Bożej, Tej, która jest Ucieczką grzeszników. Jezus jest źródłem zbawienia. Źródłem dobroci i troski o nas jest sam Bóg, który nam pomaga i chce byśmy się wiązali z Matką Bożą. Bóg jest zachwycony Maryją, chce, by Ona była nam bliska i byśmy się do niej uciekali w odkrywaniu prawdy o sobie. Matka Niebieska chce nas uczyć zaufania do Bożego Miłosierdzia.

Jak uniknąć niewłaściwego patrzenia na własne zło? Konf. 1.10.2024

Konferencja ks. Emila Adlera

Zacisze, 1 października 2024

Jak uniknąć niewłaściwego patrzenia na własne zło?

Jesteśmy Bożymi dziećmi. Nasze Boże dziecięctwo ma swoje źródło w Bożym ojcostwie. Przypomniała nam o tym św. Tereska od Dzieciątka Jezus. Przykładem dziecięcego stawania przed Ojcem jest Jezus. On poucza nas, kim jest Bóg i poucza nas, jak mamy podchodzić do własnego zła i grzechu.

Nasze poczucie winy, które jest skoncentrowane na sobie jest z gruntu fałszywe. Widząc grzech ganimy siebie samych z powodu niedoskonałości. Spowiadamy się z tego, że popełniliśmy grzech, że zło się wydarzyło, ponieważ sami na sobie się zawiedliśmy. Nie ma w tym prawdy. Stajemy wprawdzie przed Ojcem, ale żal nie jest doskonały. Z pomocą przychodzi nadzieja chrześcijańska, świadomość, że jesteśmy umiłowani, choć popełniamy błędy. Tak zostaliśmy stworzeni przez Boga, który jest miłością.

Zło nie tyle chce, byśmy popełnili błąd, czy grzech. Zło uderza w coś, co jest istotne, czyli uderza w nasze relacje miłości z Bogiem, podważając pewność, że jesteśmy umiłowanymi dziećmi. Walka ze złem, to walka o świadomość, że jesteśmy kochani. Widząc zło, martwimy się, że nie jesteśmy tacy, jacy chcemy być. Bóg dał nam Syna i przez Niego przekazuje nam pewność, że jesteśmy umiłowani, przekonuje nas o swojej miłości.

Cała historia biblijna dotyczy historii relacji Bóg – człowiek. Odchodzimy od Boga, ponieważ Go lekceważymy. Dopiero problemy, jakie przeżywamy przyprowadzają nas do Niego z powrotem. Do Jezusa ludzie przychodzili z problemami, z chorobami, z grzechami. Jezus chce nam dać zbawienie i chce nam dać poczucie i pewność, że jesteśmy umiłowani. Właśnie w ten obszar uderza szatan. Sugeruje nam, że tylko wtedy będziemy kochani przez Boga, jeśli spełnimy wymogi idealnego dziecka. Jeśli nie spełnimy wymagań ideału, zły przychodzi z pokusą, że nie jesteśmy tacy, jacy powinniśmy być.

Po chrzcie w rzece Jordan, Jezus udał się na pustynię. Tam modlił się i pościł. Szatan przyszedł do Niego z trzema pokusami. Co było istotą pokus? Zły rozpoczynał kuszenie od zdania: Jeśli jesteś Synem Bożym, to... (zamień kamienie w chleb, rzuć się z wysokiego muru, oddaj mi pokłon). Zły podważał status Jezusa wobec Boga Ojca, czy na pewno jest Synem Bożym, czy na pewno jest umiłowanym Synem. Uderzał w relację miłości Jezusa z Bogiem.

Syn marnotrawny, gdy zrozumiał swoje położenie i że nie pozostaje mu już nic innego, tylko wrócić do domu ojca, myśli sobie: „Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników. Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: "Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem". Syn już nie zdążył dokończyć przygotowanej wypowiedzi, bo ojciec mu przerwał. „Ojciec rzekł do sług: Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi! Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się. I zaczęli się bawić”.(Łk 15, 18-24) Ojciec nie pozwolił powiedzieć, że syn marnotrawny chce być najemnikiem, czy niewolnikiem, zamiast być i czuć się synem. Nie można podważać tego, że na pewno jesteśmy dziećmi Boga. Zresztą Jezus ucząc modlitwy zachęca nas do zwracania się do Boga – Ojcze nasz.

Kiedy się uczymy, to w proces nauki wpisana jest możliwość popełniania błędów. Nie bójmy się błędów, aż przyjdzie dzień pewności. Jesteśmy umiłowani przez Boga. Przechodzimy przez czas próby i jesteśmy kuszeni, tak jak Jezus, pytaniem: czy na pewno jesteśmy dziećmi Boga. Zły skupia nas pokusą doskonałości, na przekonaniu, że musimy zasłużyć na miłość. Judasz tak był kuszony.

Jak nauczyć się właściwego patrzenia na własne zło? Mojżesz nauczył się, że Bóg jest Bogiem ludzi niedoskonałych. Przyszedł na świat z wyrokiem śmierci. Był balastem dla swojej rodziny, więc porzucono go na rzece. Porzucenie jest wielką raną dla człowieka, bo żyje się z przekonaniem, że nie należy się do nikogo. W młodości jesteśmy przywoływani do obowiązków. Rodzice, nauczyciele ciągle coś chcą. Chcielibyście, aby was nie wołali? To by było obraźliwe. Nie czulibyście się wtedy ważni, ani potrzebni. Mojżesz został zraniony brakiem relacji przez własną rodzinę. Doświadczenie zranienia rodzi wewnętrzną złość, którą nosi się latami. Mojżesz ze złości śmiertelnie zranił Egipcjanina. Stał się zabójcą i dlatego musiał uciekać.

Jeśli nasza historia naznaczona jest złem, nieszczęściem, to te czyny sprawiają, że jesteśmy niedoskonali. Zły mówi wtedy: nie jesteś godny, by być umiłowanym dzieckiem Boga, nie znajdziesz nikogo, komu mógłbyś zaufać. Mojżesz po zabójstwie stał się obcy wśród Egipcjan i obcy wśród swoich rodaków. Nie mógł nikomu zaufać. Uciekał na pustynię, uciekał ze swojej historii. Nawet jeśli nie uznajemy naszej grzeszności, to nie odbiera nam to sensu życia i nie uniemożliwia doświadczenia miłości.

Skoro Bóg jest miłością, to powinien zaleczyć rany historii. Ale Bóg nie leczy, tylko wchodzi w naszą historię. Bóg zaczyna działać w historii, nie poza nią, byśmy jako ludzie niedoskonali potrzebowali Boga. Mojżesz był niedoskonały – jąkał się, miał wadę wymowy, był niezrozumiały dla innych, co utrudniało mu przemawianie. Bóg nie uleczył go z tej wady, ale wskazał na Aarona, który miał być jego głosem i przemawiał do ludzi. Chcemy, by nas Bóg uleczyć, uzdrowił ze zranień, uleczył blizny ran. Jednak Bóg raczej wybiera niedoskonałych, zamiast tych bez wad.

Mojżesz w Egipcie był zraniony przez swoich, narastała w nim złość. Na pustyni został powołany. Na pustyni Mojżesz zaakceptował siebie i prawdę o sobie. Potem został powołany przez Boga, który ukazał się mu w krzaku gorejącym. Mojżesz przyjął odpowiedzialność za siebie i odpowiedzialność za innych, których miał wprowadzić do ziemi obiecanej. Grzechy i słabość pozostają, ale Mojżesz realizuje plan Boży. Potem następuje kolejny etap, pozostawania na pustyni przez 40 lat z powodu buntu. Na polecenie Boga Mojżesz uderza w skałę, z której wypływa woda, ale nie było wdzięczności za ten cud. Dlatego Mojżesz i jego pokolenie nie weszło do Kanaan, do ziemi obiecanej.

Mamy różne problemy. One przypominają nam o granicach. Przypominają nam, że nie jesteśmy idealni, ani doskonali. One nas uczą pokory, byśmy potrzebowali Boga. Św. Paweł pisze w swoim świadectwie: „Aby zaś nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował - żebym się nie unosił pychą. Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie, lecz [Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali». Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa”. (2 Kor 12, 7-9)

Niedoskonałości pomagają człowiekowi w stanięciu w prawdzie, ułatwiają przyznanie się do winy, zostaje zraniona pycha, a uczy nas to, że nie jesteśmy doskonali. Człowiek pokorny staje w prawdzie, ufa Bogu. Przepaść grzechu i przepaść ufności otwierają go na przepaść miłości Boga.