mozaika ZAPRASZAMY

do kościoła Świętej Rodziny Warszawa ul Rozwadowska 9/11

9 września 2025 (wtorek)

19.00 Msza święta
20.00 konferencja

Dyżur liturgiczny pełnią uczestnicy rekolekcji w Małym Cichym

Przepaść kenozy. Konf. 3.12.2024

Konferencja ks. Andrzeja Mazańskiego

Zacisze 3 grudnia 2024

Przepaść kenozy

Akt oddania się Maryi jest równoznaczny z modlitwą czterech przepaści prowadzącej do pogłębienia naszej świadomości grzeszności, świadomości ufności, świadomości wdzięczności oraz do pogłębienia świadomości kenozy.

Kenoza – znaczy ogołocenie, dobrowolne wyrzeczenie się, pozbawienie się tego, co się słusznie należy. Kenoza – to również określenie postawy Syna Bożego, Jezusa. To słowo pojawia się w Liście św. Pawła: „On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi”. (Flp 2, 6-7) To jest pierwsze określenie Jezusa, Jego Osoby i linii postępowania. Ta linia postępowania jest wypełnianiem woli Bożej, aż do ogołocenia samego siebie. Jezus przyjął taką drogę godząc się świadomie na wolę Ojca. Prowadzi ona do zrealizowania się woli Ojca, czyli do zbawienia człowieka.

Jezus wybrał drogę Ojca, gdy stał się człowiekiem i przyszedł na świat. Kenoza Jezusa wiąże się z aktem wcielenia w łonie Dziewicy Maryi. Bóg uprzedzająco obdarowuje Maryję łaską, aby zmniejszyć kontrast pomiędzy Bogiem, a człowiekiem. Przez człowieka doskonałego, przez Maryję Jezus przychodzi na świat. W Niej uniża się Druga Osoba Boska. Bóg wybiera drogę uniżenia i komunii życia z człowiekiem. Ogołocenie Jezusa ujawnia się w spotkaniu Jego z grzesznym człowiekiem. Ale w ten sposób ujawnia się wola Boga Ojca.

Warto zwrócić uwagę na to, jak Jezus mocno zareagował, kiedy człowiek grzeszny zdał sobie sprawę, kim On jest i dostrzegał kontrast między sobą, a Nim, Synem Bożym. Dobrze to jest widoczne podczas spotkania Jezusa z setnikiem. Oficer rzymski był świadomy, że nie jest godzien przyjąć w swoim domu Jezusa i uniżając się otrzymał to, o co prosił, czyli uzdrowienie chorego sługi. Cud się dokonał w sposób nie bezpośredni, ale przez Słowo wypowiedziane przez Jezusa. Świadomość swojej niegodności i przekonanie setnika, że wystarczy jedno Słowo, by dokonał się cud uzdrowienia, była dla Jezusa godna podkreślenia.

Jezus ogołocił się, by być bliżej człowieka, aby Jego miłość podnosiła człowieka i leczyła go wewnętrznie. Jeśli ktokolwiek z ludzi to widział, to Jezus to zauważał i o tym mówił. Jezus pochylał się nie tylko nad tymi, którzy Go rozpoznawali, ale również nad tymi, którzy nie mieli tej świadomości. Przykładem mogą być uzdrowieni trędowaci, którzy po odzyskaniu zdrowia nie zawrócili się, by podziękować za cud, za wyjątkiem jednego. Ten obcokrajowiec, Samarytanin zawrócił, by podziękować i uniżyć się przed Jezusem. To dla Jezusa miało znaczenie.

Miłość zdolna ogołocić się, aż do końca prowadzi nas do uniżenia, do ufności, do wdzięczności i miłości. Gdy spotykamy się z Jezusem w komunii świętej doświadczamy łask. Przyzwyczailiśmy się do tego i traktujemy komunię świętą, jakby się nam należała. Zachęcam, aby odkrywać bliskość Jezusa, by uznawać ją jako wyjątkową. Ta bliskość jest naszym ratunkiem. Ona jest zachętą, by podjąć drogę ogołocenia, taką jaką widzimy u Jezusa i być wdzięcznym, przez to świadomość niegodności może być głębsza.

Świadomość kenozy oznacza ogołocenie, rezygnację z siebie. Oznacza zwiększenie intensywności modlitwy zawierzenia, by żyć bardziej przepaścią grzeszności, ufności i wdzięczności. Gdy niknie postawa wdzięczności, wtedy spłyca się postawa świadomości grzeszności i ufności. Gdy zwiększa się świadomość kenozy Jezusa, to modlitwa zwierzenia może się pogłębiać.

Adwentowy Dzień Skupienia na Jasnej Górze 2024

Adwentowy Dzień Skupienia Ruchu Rodzi Nazaretańskich na Jasnej Górze 2024

Jasna Góra

W sobotę poprzedzającą rozpoczęcia Adwentu 30 listopada 2024 uczestniczyliśmy w Adwentowym Dniu Skupienia na Jasnej Górze. Hasło Dnia Skupienia brzmiało: Zawierzmy nasz dom Maryi.

Z diecezji warszawsko-praskiej udało się na Jasną Górę 90 osób, większość autokarami, a kilka osób przybyło własnymi samochodami. Był razem z nami ks. Kazimierz Sztajerwald. W czasie podróży rozważaliśmy Słowo Boże przeznaczone na czas pielgrzymki i odmówiliśmy różaniec z rozważaniami bł. ks. kard. Stefana Wyszyńskiego.

Konferencja

Pierwszym miejscem spotkania członków RRN przybyłych z całej Polski była sala ojca Kordeckiego. Słowo powitania skierował do nas Moderator Krajowy RRN, ks. Dariusz Kowalczyk. Obejrzeliśmy również prezentację o ks. Andrzeju Buczelu przygotowaną z okazji 30 rocznicy Jego śmierci, która przypada 5 grudnia 2024. Wysłuchaliśmy konferencji ks. Moderatora, który powoływał się na analizę sytuacji człowieka uwikłanego w grzech opracowaną przez ks. dr Andrzeja Buczela pt: Chrześcijańskie spojrzenie na grzech.
Ks. Dariusz powiedział: Grzech nie jest sprawą prywatną grzesznika. Dotyka go osobiście i innych ludzi żyjących obok niego, w danej społeczności. Grzech jest raną zadaną przez grzesznika Kościołowi, ponieważ jesteśmy duchowo ze sobą połączeni. Jeśli jeden członek Kościoła wybiera zło, pozostali członkowie Kościoła odczuwają jego skutki. Podobnie jest też ze świętością. Jeśli jeden członek Kościoła podąża drogą świętości, to pozostali członkowie Kościoła mają udział w dobrych owocach jego wyborów.
Przyczyny grzechu
Grzech sam w sobie nie jest atrakcyjny. Jeśli grzesznik by wiedział czym jest zło, jakie niesie skutki dla jego duszy, jakie są konsekwencje jego grzechu dla jego najbliższych, to nigdy by nie popełnił grzechu. Zło przybiera pozory dobra. Grzesznicy są oszukiwani przez złego i dlatego potrzebują ratunku.
Wyrzuty sumienia
Niepokój sumienia jest wielkim darem Boga, ponieważ pomaga stawać w prawdzie, a przez to przyczynia się do nawrócenia. Aktem destruktywnym jest niszczenie sumienia i określanie go kompleksem winy. Gdy człowiek grzeszy, to skutki grzechu dotykają go samego, ponieważ taki człowiek staje się tym, co wybiera, czego pragnie. Jeśli człowiek w wolności wybiera zło, staje się narzędziem zła. Jeśli chcemy żyć miłością, wybieramy miłość, a jeśli wybieramy zło jesteśmy przeniknięci złem i stajemy się narzędziem zła. Próba leczenia u psychologa lub psychiatry nie zniszczy wyrzutów sumienia. Terapia da krótkotrwałe efekty, gdyż człowiek się nie zmieni i pozostanie zły.
Etapy grzechu
Etapów grzechu jest siedem. My omówimy ostatnie trzy.
Piąty etap, to przyzwyczajenie do grzechu, łatwość grzeszenia. Człowiek zaczyna rutynowo grzeszyć. Wydaje się, że grzech stał się jego drugą naturą. Ma słabą wolę. Gdy pojawia się pokusa natychmiast jej ulega. Odrzuca prawdę Bożą. Uważa, że taki się urodził i nic nie może tego zmienić. To nie jest wolność, to fatalizm. Zagłusza wyrzuty sumienia twierdząc, że musi zaspokajać swoje potrzeby i uważa grzech za normę. Nurzanie się w grzechu uzasadnia, tym, że musi to robić. Gdy ktoś go upomina, to denerwuje się, odpowiada: odczep się, nie będziesz mnie pouczał, ja wiem, co robię.
W kolejnym etapie człowiek wewnętrznie odczuwa zawód sobą, przeżywa rozpacz, czuje, że życie nie ma sensu. To są skutki złych wyborów. Szuka lekarstwa jeszcze zuchwalej grzesząc. Nie wstydzi się swojego postępowania i innym narzuca swój styl życia. Zło staje się dla niego dobrem. Takie zniewolenie złem prowadzi do satanizmu. Nie potrafi wyjść z tego zniewolenia o własnych siłach. Tylko Bóg może go uleczyć za cenę ofiary Jezusa, Jego śmierci na krzyżu. Tylko Jezus może wziąć na siebie skutki jego grzechu.
Ostatni etap rzeczywistości grzechu, to piekło. Piekło, to nie jest stan po śmierci. Już w tym życiu się zaczyna piekło. To utrwalenie grzechu na zawsze. Piekło, nie jest miejscem, gdzie Bóg odrzuca człowieka. Piekło, to miejsce, gdzie człowiek odrzuca Boga. Zamyka się na miłość, odwraca się od Boga i staje się niezdolnym do miłości. Samotne serce, nienawidzi siebie i nienawidzi innych ludzi. Życie w samotności i w nienawiści jest piekłem. Jezus daje miłość, a człowiek nie jest w stanie tej miłości przyjąć. Zamknięte serce nie przyjmuje miłości Bożej, trwa w samotności, cierpieniu i nienawiści. Ile takich ludzi mamy wokół siebie.
Skąd się bierze grzech?
Pierwszych ludzi do grzechu pierworodnego skusił szatan. Akt nieposłuszeństwa wobec Boga ma głębsze przyczyny. Szatan zasiał w sercu człowieka nieufność, niepokój i zwątpienie. Szatan nie kazał dokonać złego czynu. Tylko się pyta Ewy: Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu? Gdy Ewa temu zaprzeczyła i powiedziała, że tylko z jednego drzewa nie mogą spożywać owoców, ani ich dotykać, aby nie umarli. Wtedy szatan zasiał wątpliwość co do zamiarów Boga: Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło. Wtedy Adam i Ewa przestali wierzyć w miłość Boga, chcieli Go sprawdzać. Zaczęli podejrzewać, że Bóg chce ich oszukać, że nie chce ich dobra. Stało się to źródłem udręki, gdy przestali opierać się na Bogu.
Najpoważniejszy grzech, to grzech w strefie duchowej, zwątpienie w Bożą miłość, zwątpienie w dobroć Boga, w Jego opatrzność. Nieczystość, zdrada, narkomania itp. nie są najpoważniejszymi grzechami. To są tylko owoce zwątpienia w Boga. Najtrudniej jest wydobyć człowieka z braku zaufania Bogu. Trudno jest przekonać człowieka, że Bóg jest Ojcem, że jest miłością. Potrzeba wielu lat życia duchowego, życia sakramentami, modlitwą, by uwierzyć, że Bóg nas kocha. Jezus mówił do św. Faustyny: Palą Mnie płomienie miłosierdzia, chcę je wylać na dusze ludzkie. O jaki mi sprawiają ból dusze, które je przyjąć nie chcą. Największy ból sprawiamy Bogu, gdy przestajemy Mu ufać. To jest największy grzech.
Lekarstwo
Żyjemy wśród ludzi owładniętych grzechem i jeszcze w ten grzech wciągają innych. Niektórzy uważają, że grzesznika trzeba potępić, wykluczyć, że grzesznik musi być ukarany. To nie jest droga, którą wybiera Jezus. Trzeba zainterweniować tam, gdzie jest korzeń grzechu, czyli obudzić ufność w miłość serca Ojca niebieskiego, obudzić przekonanie, że grzesznik jest Jego ukochanym dzieckiem i Bóg nie przestał go kochać. Jezus powiedział do św. Faustyny, że jest miłością i miłosierdziem samym i nie może karać grzeszników, jeśli ci odwołują się do Jego miłości. On ich wtedy usprawiedliwia.
Miłosierdzie jest naszym programem. Mamy być współpracownikami Bożego miłosierdzia. Jezus zapewnił, że jeśli dusza zbliża się do Niego z ufnością, to napełnia ją takim ogromem łask, że nie jest w stanie pomieścić je w sobie, więc promienieje na inne dusze. Miłosierdzie spływa najpierw do ludzkich serc, a przez nich spływa na innych. Jezus powiedział, że dusze szerzące cześć do Bożego miłosierdzia wynagrodzi, osłoni w godzinie śmierci.

Św. Tereska z Lisieux odczuwała pragnienie, by w imieniu grzeszników przyjmować miłość Boga do swojego serca. Chciała wynagrodzić Bogu Ojcu wzgardę, jaką okazują Mu ludzie. To jest tajemnica Kościoła, że można przyjąć Boże łaski zamiast kogoś, kto tych łask nie chce przyjąć. Jeśli utożsamiamy się z człowiekiem udręczonym przez grzech musimy przyjąć jego problemy, jego krzyż i ofiarować go Bogu Ojcu. To jest propozycja dla każdego z nas. To jest tajemnica królewskiego kapłaństwa dostępna dla ludu Bożego.
W czasach ostatecznych zajaśnieje Maryja, która jest szczególnym kanałem miłosierdzia Bożego. Ona jest ratunkiem dla świata. Miłość Jezusa dociera najłatwiej do człowieka przez serce Maryi. Ona jest czuła, delikatna i czeka na swoje dziecko. Naszym programem jest ukazać czułość, dobroć i miłość Maryi. W Fatimie dzieci usłyszały pytanie: Czy chcesz pocieszać Niepokalane Serce Maryi zranione przez grzechy ludzi? Jezus na krzyżu w godzinie ciemności zawierzył nas Maryi. Nie zostaliśmy zawierzeni tylko dla samych siebie. Zostaliśmy zawierzeni w godzinie naszych ciemności i możemy przyprowadzać do Maryi innych w godzinie ich ciemności. Zostaliśmy zawierzeni Maryi, by przyprowadzać do Niej ludzi pogubionych.

Często ludzie mają wypaczony obraz Boga, myślą, że Bóg jest mściwy i chce karać. Mają fałszywy obraz Kościoła. Myślą, że Kościół ich potępia. Kościół jest jak Maryja, pełna łaski, dobroci serca. Ludzie, którzy mówią, że są Kościołem, a negują biskupów, papieża – nie są Kościołem. Trzeba ukazywać prawdziwy obraz Boga, prawdziwy obraz Maryi, prawdziwy obraz Kościoła. Trzeba zawierzać wszystkich Maryi. Ona da sobie radę. Dlatego zawierzajmy nasz dom Maryi. Po konferencji wysłuchaliśmy świadectwa Beaty.

W Kaplicy Cudownego Obrazu odnowiliśmy nasze zawierzenie Maryi. Później przeszliśmy do Bazyliki jasnogórskiej, by uczestniczyć w uroczystej Eucharystii. Przed Jej rozpoczęciem powitał nas podprzeor Zakonu Paulinów o. Marcin Ciechanowski, który życzył nam, aby nasze rodziny była święte, tak jak święta była Rodzina Jezusa, Maryi i Józefa.

Eucharystia

Eucharystia była sprawowana przez 18 kapłanów pod przewodnictwem ks. Bernarda Kasprzyckiego z diecezji radomskiej. Homilię wygłosił ks. Stefan Czermiński z diecezji katowickiej. Na wstępie ks. Stefan zadał pytanie: Czy jesteśmy pielgrzymami nadziei? W Ewangelii usłyszeliśmy o powołaniu przez Jezusa rybaków na uczniów. Co takiego było w Jezusie, że rybacy, tak raptownie porzucili swoje zajęcia rybackie i poszli za Jezusem? Oni odkryli miłość, odkryli potęgę Jego Słowa, odkryli nadzieję. Jezus spojrzał na nich z miłością.

Św. Paweł w Liście do Rzymian napisał: Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że JEZUS JEST PANEM, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych - osiągniesz zbawienie. Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami - do zbawienia. (Rz 10, 9-10) Czujecie radość? – zapytał ks. Stefan. Posmakowaliśmy radości Apostołów. Oni zostali zanurzeni w miłości Bożej, czuli wszechmoc Boga i Jego miłosierdzie.
Hasło nowego roku liturgicznego brzmi: Pielgrzymi nadziei. Pielgrzymem nadziei był św. Andrzej Apostoł, patron dzisiejszego dnia. Kiedy został skazany na śmierć, na miejscu straceń ujrzał krzyż i się ucieszył. Zawołał: Witaj krzyżu. Dotąd bałem się ciebie, ale kiedy ozdobiony zostałeś przez perły krwi Chrystusa, stałeś się nadzieją. Krzyż św. Andrzeja jest znany w Kościele wschodnim i zachodnim.
Ks. Stefan wyjaśnił kim są apostołowie śmierci, którzy dążą, do promowania na świecie deprawacji, demonizacji i depopulacji. Pierwsi apostołowie śmierci pojawili się w Polsce jeszcze przed I wojną światową i uczyli ludzi, jak zmniejszyć ilość dzieci w rodzinach. Z ich inicjatywy w 1927 roku zmieniony został hymn Polski z „Bogurodzicy” na „Mazurek Dąbrowskiego”. Św. Wincenty Kadłubek napisał, że tylko wiara jest światłem w ciemności, bezpiecznym schronieniem wśród burzy. Gdy wszystko zgaśnie tylko wiara zostanie. Bez wiary ten, kto był kimś, staje się nikim.
Jeśli nie postawimy na Chrystusa, to zginiemy marnie. Dostaliśmy od Chrystusa dar Maryi. W 1877 roku w Gietrzwałdzie objawiła się Maryja dwóm dziewczynkom. Wtedy Polska była pod zaborami, a ludność polska była prześladowana. Wtedy populacja polska liczyła ok 15 mln osób, a do roku 1933 powiększyła się dwukrotnie. Obecnie w naszym kraju spada dzietność.
Czekamy na pielgrzymów nadziei. Jezus jest naszym Panem. On nas uratuje. Na zakończenie ks. Stefan powiedział: Maryjo, Twoją misją jest zwycięstwo nad smokiem.
Ponownie w sali o. Kordeckiego
Wróciliśmy do sali o. Kordeckiego, gdzie mogliśmy adorować Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Adorację prowadził ks. Dariusz Kowalczyk. Później odmówiliśmy Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Na zakończenie ks. Moderator podziękował wszystkim, którzy przyczynili do przeprowadzenie Adwentowego Dnia Skupienia. Udzielił błogosławieństwa uczestnikom na drogę powrotną do domów.

Pozwolić Maryi, by posługiwała się nami. Konf. 26.11.2024

Konferencja ks. Janusza Kopczyńskiego

Zacisze, 26 listopada 2024

Pozwolić Maryi, by posługiwała się nami

Pan Jezus przyszedł na ziemię, aby służyć i dla nas jest przykładem służby Bogu.

Bł. Stefan Frelichowski zapisał: „Życie moje tu na ziemi, to służba Bogu. To jest mój sens życia. W każdej chwili, w każdym kroku: służba Bogu. A płynie ona dalej z miłości Boga i dąży do umiłowania Boga”. Otrzymaliśmy dar zawierzenia się Maryi, która sama całym swoim życiem służyła i prowadzi nas w duchu służby. Pozwolimy się prowadzić Maryi, gdy pokora będzie w nas prawem i kiedy z miłością będziemy dążyli do dobra.

Życie na ziemi, to służba Bogu i szukanie sposobności do jej realizacji. Czy chcemy, by Bóg posługiwał się nami? Przede wszystkim trzeba uznać, że możemy Mu służyć z Jego łaski. To jest łaska, że Bóg chce się nami posłużyć. Ale kiedy nie chce, to też jest łaska. To znaczy, że mamy odejść w cień i służyć Jemu tym, że jesteśmy do Jego dyspozycji.

Kiedyś miałem wygłosić konferencję, której tytuł brzmiał: „A oczy wszystkich były zwrócone na Niego”. Tak się złożyło, że tej konferencji nie wygłosiłem, ponieważ nastąpiła zmiana i w czasie przewidzianym na konferencję wystawiono został Najświętszy Sakrament i trwała adoracja. Była to najpiękniejsza konferencja, którą wygłosił do naszych serc sam Pan Jezus.

Bóg może się nami posługiwać na różnorodne sposoby. On ma swoje plany, ale i my też mamy swoje plany. Potrzebna jest postawa pokory, by poddać się Jego planom i być w Jego rękach, tak jak On chce. Matka Teresa z Kalkuty mówiła, że jest : „małym ołówkiem w dłoniach Boga. On jest Tym, który wszystko obmyśla. On jest Tym, który pisze”. Matka Teresa zachęcała, by być „małym narzędziem w jego rękach, aby mógł się posługiwać tobą w każdym czasie, na każdym miejscu. Musimy tylko powiedzieć – tak”. Dalej pisała: Jestem jedynie małym ołówkiem w dłoni naszego Pana. On lubi ten ołówek temperować. Lubi pisać albo rysować, co i gdzie chce. Gdy to, co zostało napisane lub narysowane jest dobre, nie chwalimy ołówka, czy zastosowany materiał, lecz tego, który się nimi posłużył”. Mamy pozwolić Bogu posłużyć się nami, by był On uwielbiony, a nie my. Nasza służba będzie ofiarą dla dobra Kościoła.

Św. Jan Chrzciciel powiedział, że: „Potrzeba, aby On (Jezus) wzrastał, a ja się umniejszał” (J 3, 30). To wiemy, choć nie jest łatwo usunąć się w cień. Kiedy służymy czasem jesteśmy chwaleni. W odpowiedzi nieraz temu zaprzeczamy. Wydaje się wszystkim, że to jest wyraz skromności, ale może w tym być zakamuflowana potrzeba usłyszenia pochwały jeszcze raz.

Mamy służyć Bogu całym sercem. Jacek Kaczmarek Sługa Boży, tak o tym pisał: „Módlcie się za mnie, by Bóg dał mi siłę do działania, bym był jak świeca, która choć sama się spala, to jednak oświeca, ogrzewa i zapala inne nieużywane i wygasłe świece”. Celem jego posługi było „spalać się” dla innych i dawać swoje życie. Chciał być w pełni człowiekiem. Być człowiekiem, to nie tylko głęboko jednoczyć się z Bogiem, ale być bratem dla każdego człowieka. Być człowiekiem to spieszyć z pomocą bez względu na to, kim on jest. Być człowiekiem, to wyniszczyć siebie w miłości Boga i ludzi”.

To realizuje się tam, gdzie mieszkamy, pracujemy, ale nie tylko na spotkaniach Ruchu. Człowiek „utemperowany” w swoim środowisku przechodzi przez oczyszczenia, uczy się cierpliwości, by Bóg mógł lepiej się nim posługiwać.

Przełożona pielęgniarek przed przejściem na emeryturę otrzymała od swoich koleżanek prezent w formie listu. Było tam napisane: „Spałam i śniłam, że życie jest radością. Obudziłam się i zobaczyłam, że życie jest służbą. Zaczęłam służyć i zobaczyłam, że służba jest radością”.

Postawy służby Bogu uczy nas Matka Boża, której się zawierzamy. Św. Maksymilian Kolbe pisał: „Cała chwała to być narzędziem w ręku Niepokalanej, więc czyń to tylko, co Ona chce; wszystko z Jej ręki przyjmuj. Do Niej jak dziecko do matki we wszystkim się uciekaj; Jej wszystko powierz.
Staraj się o Nią, o Jej cześć, o Jej sprawy, a troskę o siebie i o twoich Jej pozostaw. Nic sobie, ale wszystko uznaj jako otrzymane od Niej. Cały owoc twych prac zależy od jedności z Nią, tak jak i Ona jest narzędziem Miłosierdzia Bożego
”.

Jeśli dajemy Bogu pierwsze miejsce, wtedy cieszymy się pogodą ducha, bo Bóg ma nas w swoich rękach, jak swoje narzędzie, jak naczynie niosące miłość. Róbmy wszystko, by Matka Boża mogła się nami posługiwać. Czyńmy wszystko za przyczyną Matki Bożej.

Gdy modlitwa zawierzenia nabiera charakteru modlitwy kontemplacyjnej. Konf. 19.11.2024

Konferencja ks. Adama Kurowskiego

Zacisze, 19 listopada 2024

Gdy modlitwa zawierzenia nabiera charakteru modlitwy kontemplacyjnej

Wielu z nas doświadczyło wielu łask pociągających, ukierunkowujących nas na Matkę Bożą. Wtedy uważaliśmy, że życie jest niezwykłe, przeżycia cudowne, tak w sferze emocjonalnej jak i poznawczej. Modlitwa nas pociągała ku Matce Bożej. Jednak, kiedy przyszły niezrozumiałe doświadczenia, nie czuliśmy się już tak wspaniale i bezpiecznie.

Donald Trump prezydent – elekt USA niedawno wypowiedział zdanie: Bóg nigdy nie zaczyna, żeby nie skończyć. Słowa te wypowiedział w czasie wiecu wyborczego po nieudanym zamachu na jego życie 13 lipca 2024. Takie słowa w ustach znaczącego polityka światowego mocarstwa mówią wiele o nowym trendzie dającym nadzieję na zwycięstwo dobra i prawdy w świecie, są wyjątkowe na tle ogólnoświatowego przekazu. Bóg daje światełka dające nadzieję, byśmy nie ulegli pokusie zwątpienia i zniechęcenia.

Gdy podejmujemy modlitwę zawierzenia nie czujemy się przez to mocniejsi, atrakcyjniejsi czy młodsi. Zwracamy się do Matki Bożej myślą i modlitwą serca. Fakt zwracania się do Maryi nie sprawia, że smutki zostaną zakryte, lub pokusy znikną. To, że wcześniej byliśmy w cudowny sposób pociągani, doznawaliśmy niezwykłych skutków modlitwy wstawienniczej, to nie znaczy, że nasza modlitwa była lepsza i skuteczniejsza. Z biegiem czasu pojawiać się mogą trudności wewnętrzne i zewnętrzne, choć wcześniej byliśmy pociągani, prowadzeni przez Boga. Choć doznawaliśmy pozytywnych skutków modlitw, zauważaliśmy zmiany naszej postawie, przestawaliśmy się lękać, nie przejmowaliśmy się przemijającymi sprawami.

Przeżywane trudności po tak wspaniałym wcześniejszym okresie choć nie jest łatwe, ale za to jest bezcenne, ponieważ poznajemy siebie i z większą pokorą zwracamy się do Matki Bożej. Zostajemy oczyszczeni, jak „złoto w tyglu”. Jest to dar łaski Jezusa. Oczyszczanie w ogniu i doświadczanie oczyszczania pozwala nam uznać, że jesteśmy prochem. Czujemy, jakby nam coś zabrano, to boli, ufność zanika. Za to zaczyna nas pociągać świat albo tracimy nadzieję. Te doświadczenie nie przeszkadzają nam jednoczyć się z Chrystusem i nawracać się. Kryterium naszej pobożności nie są poruszające medytacje, radość z bycia na Mszy świętej. To jest tylko pomoc, by modlitwa zawierzenia była podejmowana na płaszczyźnie woli. Chcemy się zwracać do Matki Bożej, chcemy, by Matka Boża była z nami w doświadczeniach wewnętrznych i zewnętrznych. Nie musimy domagać się emocjonalnych przeżyć, jasnego rozumienia. Ciemność w trudnościach może być pomocą, by widzieć w Matce Bożej skarb. Skarb w Niej samej.

W dzisiejszej Ewangelii przypomniany był celnik Zacheusz. Jak myślicie: co było większym wydarzeniem tamtego dnia w Jerycho? To, że Zacheusz rozdał swój majątek czy to, że Jezus nawiedził dom Zacheusza? Na pewno największym wydarzeniem było odwiedzenie Zacheusza w jego domu przez Jezusa. Ale nie o tym ludzie mówili. Oni emocjonowali się tym, że Zacheusz rozdaje swój majątek. Ostatnio media społecznościowe podały, że Elon Musk wsparł biednych znaczną sumą pieniędzy. Jednak żadna z tych gazet i stacji nie napisała z jakiego powodu tak się stało. Nie napisali, że multimilioner przeżył spotkanie z Panem Jezusem.

Pan Jezus jest nieskończonym Bogiem, Matka Boża jest niezwykła. Ona jest Niepokalanym Poczęciem. To, co Bóg uczynił w Niej jest największym darem. Reszta darów, to pomniejsze prezenciki. To, co otrzymujemy od Boga w pierwszej fazie naszego oddania się Jemu, takie jak pocieszenie, ulga w cierpieniu, emocjonalne pociągnięcia, to są prezenciki. Prawdziwym darem jest sam Pan Jezus i Matka Boża, która jest pomocą, by odkrywać Jezusa. Matka Boża, gdy zwraca na siebie uwagę, to mówi, że Jej serce jest zjednoczone z sercem Pana Jezusa.

W czasie modlitwy kontemplacyjnej dary, pocieszenia, trudności przestają mieć znaczenie, bo najważniejszym darem nie są rozwiązane problemy, tylko Matka Boża. Będziemy patrzyli na świat tak, jakbyśmy go nie widzieli, bo serca będą otwarte na Matkę Bożą. Najważniejsze to, że Jezus przyszedł na świat, aby uratować to, co zginęło. Bóg jest wielki, a człowiek, cóż...Nie musimy się przejmować łaskami pociągającymi albo trudnymi łaskami. Nie ulegajmy zamętowi, ani się nie zniechęcajmy. Możemy powiedzieć do Matki Bożej: „Widzisz, jaki jestem oschły. Nawet nie jestem ani zimny, ani gorący”. To nas odrywa od naszego trudnego charakteru.

Kiedy Bóg zabiera, to, co wcześniej nas zachwycało, to nie dzieje się nic strasznego. Pan Bóg, Pan Jezus, Matka Boża są prawdziwi, piękni, dobrzy i godni zaufania i uwagi. Reszta nas znudzi, popsuje się czy zniszczy. Chciejmy się zwracać do Matki Bożej całym swoim sercem i wolą. Nie smućmy się, że Jej nie widzimy. Nawet nie widząc Jej możemy się cieszyć Jej obecnością.