mozaika ZAPRASZAMY

do kościoła Świętej Rodziny Warszawa ul Rozwadowska 9/11

17 czerwca 2025 (wtorek)

19.00 Msza święta
20.00 konferencja

Dyżur liturgiczny pełni grupa z parafii św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny w Legionowie.

Gdy modlitwa zawierzenia nabiera charakteru modlitwy kontemplacyjnej. Konf. 19.11.2024

Konferencja ks. Adama Kurowskiego

Zacisze, 19 listopada 2024

Gdy modlitwa zawierzenia nabiera charakteru modlitwy kontemplacyjnej

Wielu z nas doświadczyło wielu łask pociągających, ukierunkowujących nas na Matkę Bożą. Wtedy uważaliśmy, że życie jest niezwykłe, przeżycia cudowne, tak w sferze emocjonalnej jak i poznawczej. Modlitwa nas pociągała ku Matce Bożej. Jednak, kiedy przyszły niezrozumiałe doświadczenia, nie czuliśmy się już tak wspaniale i bezpiecznie.

Donald Trump prezydent – elekt USA niedawno wypowiedział zdanie: Bóg nigdy nie zaczyna, żeby nie skończyć. Słowa te wypowiedział w czasie wiecu wyborczego po nieudanym zamachu na jego życie 13 lipca 2024. Takie słowa w ustach znaczącego polityka światowego mocarstwa mówią wiele o nowym trendzie dającym nadzieję na zwycięstwo dobra i prawdy w świecie, są wyjątkowe na tle ogólnoświatowego przekazu. Bóg daje światełka dające nadzieję, byśmy nie ulegli pokusie zwątpienia i zniechęcenia.

Gdy podejmujemy modlitwę zawierzenia nie czujemy się przez to mocniejsi, atrakcyjniejsi czy młodsi. Zwracamy się do Matki Bożej myślą i modlitwą serca. Fakt zwracania się do Maryi nie sprawia, że smutki zostaną zakryte, lub pokusy znikną. To, że wcześniej byliśmy w cudowny sposób pociągani, doznawaliśmy niezwykłych skutków modlitwy wstawienniczej, to nie znaczy, że nasza modlitwa była lepsza i skuteczniejsza. Z biegiem czasu pojawiać się mogą trudności wewnętrzne i zewnętrzne, choć wcześniej byliśmy pociągani, prowadzeni przez Boga. Choć doznawaliśmy pozytywnych skutków modlitw, zauważaliśmy zmiany naszej postawie, przestawaliśmy się lękać, nie przejmowaliśmy się przemijającymi sprawami.

Przeżywane trudności po tak wspaniałym wcześniejszym okresie choć nie jest łatwe, ale za to jest bezcenne, ponieważ poznajemy siebie i z większą pokorą zwracamy się do Matki Bożej. Zostajemy oczyszczeni, jak „złoto w tyglu”. Jest to dar łaski Jezusa. Oczyszczanie w ogniu i doświadczanie oczyszczania pozwala nam uznać, że jesteśmy prochem. Czujemy, jakby nam coś zabrano, to boli, ufność zanika. Za to zaczyna nas pociągać świat albo tracimy nadzieję. Te doświadczenie nie przeszkadzają nam jednoczyć się z Chrystusem i nawracać się. Kryterium naszej pobożności nie są poruszające medytacje, radość z bycia na Mszy świętej. To jest tylko pomoc, by modlitwa zawierzenia była podejmowana na płaszczyźnie woli. Chcemy się zwracać do Matki Bożej, chcemy, by Matka Boża była z nami w doświadczeniach wewnętrznych i zewnętrznych. Nie musimy domagać się emocjonalnych przeżyć, jasnego rozumienia. Ciemność w trudnościach może być pomocą, by widzieć w Matce Bożej skarb. Skarb w Niej samej.

W dzisiejszej Ewangelii przypomniany był celnik Zacheusz. Jak myślicie: co było większym wydarzeniem tamtego dnia w Jerycho? To, że Zacheusz rozdał swój majątek czy to, że Jezus nawiedził dom Zacheusza? Na pewno największym wydarzeniem było odwiedzenie Zacheusza w jego domu przez Jezusa. Ale nie o tym ludzie mówili. Oni emocjonowali się tym, że Zacheusz rozdaje swój majątek. Ostatnio media społecznościowe podały, że Elon Musk wsparł biednych znaczną sumą pieniędzy. Jednak żadna z tych gazet i stacji nie napisała z jakiego powodu tak się stało. Nie napisali, że multimilioner przeżył spotkanie z Panem Jezusem.

Pan Jezus jest nieskończonym Bogiem, Matka Boża jest niezwykła. Ona jest Niepokalanym Poczęciem. To, co Bóg uczynił w Niej jest największym darem. Reszta darów, to pomniejsze prezenciki. To, co otrzymujemy od Boga w pierwszej fazie naszego oddania się Jemu, takie jak pocieszenie, ulga w cierpieniu, emocjonalne pociągnięcia, to są prezenciki. Prawdziwym darem jest sam Pan Jezus i Matka Boża, która jest pomocą, by odkrywać Jezusa. Matka Boża, gdy zwraca na siebie uwagę, to mówi, że Jej serce jest zjednoczone z sercem Pana Jezusa.

W czasie modlitwy kontemplacyjnej dary, pocieszenia, trudności przestają mieć znaczenie, bo najważniejszym darem nie są rozwiązane problemy, tylko Matka Boża. Będziemy patrzyli na świat tak, jakbyśmy go nie widzieli, bo serca będą otwarte na Matkę Bożą. Najważniejsze to, że Jezus przyszedł na świat, aby uratować to, co zginęło. Bóg jest wielki, a człowiek, cóż...Nie musimy się przejmować łaskami pociągającymi albo trudnymi łaskami. Nie ulegajmy zamętowi, ani się nie zniechęcajmy. Możemy powiedzieć do Matki Bożej: „Widzisz, jaki jestem oschły. Nawet nie jestem ani zimny, ani gorący”. To nas odrywa od naszego trudnego charakteru.

Kiedy Bóg zabiera, to, co wcześniej nas zachwycało, to nie dzieje się nic strasznego. Pan Bóg, Pan Jezus, Matka Boża są prawdziwi, piękni, dobrzy i godni zaufania i uwagi. Reszta nas znudzi, popsuje się czy zniszczy. Chciejmy się zwracać do Matki Bożej całym swoim sercem i wolą. Nie smućmy się, że Jej nie widzimy. Nawet nie widząc Jej możemy się cieszyć Jej obecnością.

Ufność, która prowadzi do komunii z Bogiem przez Maryję. Konf. 12.XI.2024

Konferencja ks. Andrzeja Mazańskiego

Zacisze, 12 listopada 2024

Ufność, która prowadzi do komunii z Bogiem przez Maryję.

Ujawnianie się słabości i niewierności jest powszechnym doświadczeniem. Gdy ktoś nas drażni lub jest powodem złych emocji i uczuć, to często ujawnia się nasza słabość, choć wiemy, że do każdego człowieka powinniśmy się zwracać z miłością i z szacunkiem.

Może tak być, że ktoś pięknie i podnośnie mówi o tym, jak powinno być, ale w życiu codziennym pokazuje się, jak jest skupiony na sobie i nie widzi innych. Gdy spotyka się z podobnym zachowaniem wobec siebie, wtedy okazuje się, że go to boli, kiedy ktoś się z nim nie liczy. Takie sytuacje pokazują naszą własną ograniczoność.

Niektórzy ludzie szczególnie nas drażnią, wtedy łatwo ich oceniamy, osądzamy. Uważamy, że mamy prawo do krytyki w myślach i dzielenia się naszymi spostrzeżeniami z innymi ludźmi. Plotkowanie, wypowiadanie oszczerstw jest niegodne ucznia Chrystusa. Z drugiej strony trudno jest nam się opanować i powstrzymać przed formowaniem krytyki, wypowiadania słów oburzenia i potępienia.

Jeśli się temu poddamy, to schodzimy z poziomu życia duchowego na poziom życia naturalnego. Ta ujawniona słabość jest wezwaniem, aby widzieć siebie i bliźnich w prawdzie. To jest przynaglenie, aby postanowić nie plotkować, nie oceniać, nie potępiać bliźniego, który nas drażni. Kiedy samo postanowienie jest niewystarczające, wtedy nie pozostaje nic innego, jak wołać o pomoc do Maryi: „Ratuj mnie. Żyj we mnie i za mnie, bo inaczej będę postępował nie jak Twój uczeń, ale jak Twój wróg”.

Wołanie o ratunek przypomina wołanie niewidomego Bartymeusza do Jezusa: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną”. Jezus nakazał go przywołać i zapytał się: „Co chcesz, abym ci uczynił”. Ten odpowiedział: „Panie, abym przejrzał”. To ewangeliczne wydarzenie jest zaproszeniem, aby uświadamiając sobie stan zagubienia, oraz nieumiejętnego i niewłaściwego zachowania w reakcjach, w myślach i w słowach – wołać o pomoc: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną”.

Pierwszą osobą, którą ujrzał uzdrowiony Bartymeusz był Jezus. W zagubieniu trzeba dostrzec Jezusa. Niekoniecznie wtedy pojawi się sam Jezus, ale dostrzeżemy jaką drogą mamy iść za Jezusem. Odzyskamy wzrok, pozwalający dostrzec blask światła prawdy, zobaczymy swoje braki, i to, że nasze niewłaściwe reakcje są wyrazem naszego wewnętrznego zagubienia. To zaprowadzi do przyjęcia słowa Jezusa, które jest naszym światłem.

Gdy denerwuje nas bliźni mamy dostrzegać nie tylko swoje sprawy, ale też tego bliźniego. Słowo Jezusa prowadzi nas do tego, byśmy widzieli lepiej tego, kto żyje obok nas, by mu okazać szacunek, współczucie i miłość, byśmy nie mieli na względzie tylko swoich spraw, ale zauważali sprawy drugiego człowieka. Słowo Jezusa może zmienić nas, zmienić nasze reakcje, zmienić nasze nastawienie do innych, by nie wypowiadać pochopnych opinii i powierzchownych osądów.

Takie sytuacje skłaniają, by wołać do Maryi: „Ty sama prowadź mnie do mojego bliźniego, który mnie drażni. Bym jemu usłużył, tak jak Ty byś jemu usłużyła, bym zainteresował się jego sprawą”. Takie reagowanie w sytuacji zagubienia i rozdrażnienia prowadzi do pokoju serca, do miłości do tego człowieka. W ten sposób robimy miejsce dla Boga i dla Maryi w naszym życiu.

W dzisiejszym I czytaniu usłyszeliśmy słowa św. Pawła: „Głoś to, co jest zgodne ze zdrową nauką: że starcy winni być ludźmi trzeźwymi, statecznymi, roztropnymi, odznaczającymi się zdrową wiarą, miłością, cierpliwością. Podobnie starsze kobiety winny być w zewnętrznym ułożeniu jak najskromniejsze, powinny unikać plotek i oszczerstw, nie upijać się winem, a uczyć innych dobrego. Niech pouczają młode kobiety, jak mają kochać mężów, dzieci, jak mają być rozumne, czyste, gospodarne, dobre, poddane swym mężom – aby nie bluźniono słowu Bożemu. Młodzieńców również upominaj, ażeby byli umiarkowani; we wszystkim dawaj wzór dobrych uczynków własnym postępowaniem, w nauczaniu okazuj prawość, powagę, mowę zdrową, nienaganną, żeby przeciwnik ustąpił ze wstydem, nie mogąc nic złego o nas powiedzieć”. (Tt 2, 1-8) Sprawdzianem czy rzeczywiście robimy miejsce dla Boga w naszym życiu jest to, czy nie upijamy się, czy nie plotkujemy, czy nie wypowiadamy oszczerstw, czy nasze oceny są wyważone.

Te konkretne wskazania pojawiają się, ponieważ ważny jest punkt odniesienia. Jeśli podstawowe zasady życia chrześcijańskiego są realizowane, wtedy mogą realizować się wyższe, jak komunia życia z Maryją i z Bogiem. Nie będziemy mogli żyć w komunii z Maryją i z Jezusem, jeśli w podstawowych sprawach jesteśmy dalecy od woli Bożej. Dlatego wołajmy i prośmy za Bartymeuszem: „Abym przejrzał”. Byśmy widzieli w prawdzie siebie, bliźnich i to, jak Bóg chce nas prowadzić.

Ufność, która prowadzi do komunii z Bogiem przez Maryję. Konf. 12.11.2024

Konferencja ks. Andrzeja Mazańskiego

Zacisze, 12 listopada 2024

Ufność, która prowadzi do komunii z Bogiem przez Maryję.

Ujawnianie się słabości i niewierności jest powszechnym doświadczeniem w życiu codziennym. Gdy ktoś nas drażni lub jest powodem naszych złych emocji i uczuć, to często ujawnia się nasza słabość, pomimo, że wiemy, że do każdego człowieka powinniśmy się zwracać z miłością i z szacunkiem.

Zdarza się tak, że ktoś pięknie i podnośnie mówi o tym, jak powinno być, ale w życiu codziennym okazuje się, że jest przede wszystkim skupiony na sobie i nie widzi innych. Kiedy sam spotyka się z podobnym zachowaniem innego człowieka wobec siebie, wtedy to go to boli. To ujawnia, jak bardzo jest wrażliwy, kiedy ktoś się z nim nie liczy. Takie sytuacje pokazują naszą własną ograniczoność.

Kiedy ktoś nas drażni, wtedy oceniamy go, osądzamy, nawet uważamy, że mamy prawo do krytyki w myślach, w rozmowach z innymi ludźmi i dzielenia się naszymi spostrzeżeniami o człowieku, który nas drażni. Plotkowanie, wypowiadanie oszczerstw jest niegodne ucznia Chrystusa. Z drugiej strony trudno jest nam się opanować i powstrzymać przed formowaniem krytyki, wypowiadania słów oburzenia i potępienia.

Jeśli się temu poddamy, to schodzimy z poziomu życia duchowego na poziom życia naturalnego. Ta słabość jest wezwaniem, aby widzieć siebie i bliźnich w prawdzie. To jest przynaglenie, aby postanowić nie plotkować, nie oceniać, nie potępiać bliźniego, który nas drażni. Jednak samo postanowienie może być niewystarczające. Wtedy nie pozostaje nic innego, jak wołać o pomoc Maryi: „Maryjo, ratuj mnie. Żyj we mnie i za mnie, bo inaczej będę postępował nie tak, jak Twój uczeń”.

Wołanie o ratunek przypomina wołanie niewidomego Bartymeusza do Jezusa: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną”. Jezus nakazał go przywołać i zapytał się: „Co chcesz, abym ci uczynił”. Ten odpowiedział: „Panie, abym przejrzał”. To ewangeliczne wydarzenie jest zaproszeniem, by uświadamiając sobie stan zagubienia, nieumiejętnego i niewłaściwego zachowania w reakcjach, w myślach i w słowach – wołać o pomoc. To wołanie winno być wyrażone prośbą: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną”.

Pierwszą osobą, którą ujrzał uzdrowiony Bartymeusz był Jezus. W zagubieniu trzeba dostrzec Jezusa. Niekoniecznie wtedy pojawi się sam Jezus, ale dostrzeżemy jaką drogą mamy iść za Jezusem. Odzyskamy wzrok, pozwalający dostrzec blask światła prawdy, zobaczymy swoje braki, i to, że nasze niewłaściwe reakcje są wyrazem naszego wewnętrznego zagubienia. To zaprowadzi do przyjęcia słowa Jezusa, które jest naszym światłem.

Gdy denerwuje nas bliźni mamy dostrzegać nie tylko swoje sprawy, ale też tego bliźniego. Słowo Jezusa prowadzi nas do tego, byśmy widzieli lepiej tego, kto żyje obok nas, by mu okazać szacunek, współczucie i miłość. Nie mieć na względzie tylko swoich spraw, ale też by zauważyć sprawy drugiego człowieka. Słowo Jezusa może zmienić nas, zmienić nasze reakcje, zmienić nasze nastawienie do innych, by nie wypowiadać pochopnych opinii i powierzchownych sądów.

Takie sytuacje skłaniają, by wołać do Maryi: „Ty sama prowadź mnie do mojego bliźniego, który mnie drażni. Bym jemu usłużył, tak jak Ty byś usłużyła, bym zainteresował się jego sprawą”. Takie reagowanie w sytuacji zagubienia i rozdrażnienia może prowadzić do pokoju serca, do miłości do tego człowieka i w ten sposób robimy miejsce dla Boga i dla Maryi w naszym życiu.

W dzisiejszym I czytaniu usłyszeliśmy słowa św. Pawła: „Głoś to, co jest zgodne ze zdrową nauką: że starcy winni być ludźmi trzeźwymi, statecznymi, roztropnymi, odznaczającymi się zdrową wiarą, miłością, cierpliwością. Podobnie starsze kobiety winny być w zewnętrznym ułożeniu jak najskromniejsze, powinny unikać plotek i oszczerstw, nie upijać się winem, a uczyć innych dobrego. Niech pouczają młode kobiety, jak mają kochać mężów, dzieci, jak mają być rozumne, czyste, gospodarne, dobre, poddane swym mężom – aby nie bluźniono słowu Bożemu. Młodzieńców również upominaj, ażeby byli umiarkowani; we wszystkim dawaj wzór dobrych uczynków własnym postępowaniem, w nauczaniu okazuj prawość, powagę, mowę zdrową, nienaganną, żeby przeciwnik ustąpił ze wstydem, nie mogąc nic złego o nas powiedzieć”. (Tt 2, 1-8) Sprawdzianem czy rzeczywiście robimy miejsce dla Boga w naszym życiu jest to, czy nie upijamy się, czy nie plotkujemy, czy nie wypowiadamy oszczerstw, czy nasze oceny są wyważone.

Te konkretne wskazania pojawiają się, ponieważ ważny jest punkt odniesienia. Jeśli podstawowe zasady życia chrześcijańskiego są realizowane, wtedy mogą realizować się wyższe, jak komunia życia z Maryją i z Bogiem. Nie będziemy mogli żyć w komunii z Maryją i z Jezusem, jeśli w podstawowych sprawach jesteśmy dalecy od woli Bożej. Dlatego wołajmy i prośmy za Bartymeuszem: „Abym przejrzał”. Byśmy widzieli w prawdzie siebie, bliźnich i to, jak Bóg chce nas prowadzić.

Jak modlić się zawierzeniem Matce Bożej w codzienności? Konf. 3.11.2024

Konferencja ks. Kazimierza Sztajerwalda

Zacisze, 3 listopada 2024

Jak modlić się zawierzeniem Matce Bożej w codzienności?

W jakich sytuacjach, okolicznościach powinno się modlić modlitwą zawierzenia? Jaka powinna być dyspozycja duszy? W Biblii ubogich w duchu określa się słowem ptochos. Taka osoba nie szuka innego oparcia, oprócz oparcia się na Bogu i zdaje się wyłącznie na Jego miłosierdzie. Czy chcemy się utożsamiać z ptochos?

Matka Boża była ubogą w duchu, była takim ptochos. Chcemy upodobnić się do Maryi, chociaż nie lubimy czuć się bezradnymi. Podstawową przeszkodą, która nie pozwala nam żyć, jak Maryja, jest nasza pycha. Nie chcemy pójść za Jezusem bez bagażu zabezpieczeń, tego w czym czujemy się mocni. Jeśli nie będzie w nas wołania do Boga, to grozi nam powierzchowność wiary. Kto ma odwagę żyć w prawdzie i przyzna, że wszystko otrzymał od Boga?

Kiedy uczniowie chodzili za Jezusem czuli się mocni. Wśród nich wybuchały spory o pierwszeństwo. Jan z bratem Jakubem wyrazili pragnienie zasiadania na pierwszych miejscach w królestwie Jezusa. Pod krzyżem Jan był już innym człowiekiem. Przygnieciony cierpieniem Jezusa i prawdą o swojej słabości, pragnął więzi z Maryją, potrzebował Jej opieki i bliskości. Pod krzyżem znalazł się nieprzypadkowo. Gdyby Jezus nie zawierzył go Maryi zapewne by zginął. Matka Boża była dla niego ratunkiem.

Nie obawiajmy się sytuacji paraliżujących, powodujących dyskomfort. Skrzywiony obraz Boga powstrzymuje nas przed zawierzeniem. Nie jest najgorsze, że coś się nam nie udaje, czy jesteśmy słabi. Najgorsze jest to, że nie ufamy i nie zawierzamy się Matce Bożej. Nie oddajemy Jej swojego upodobania do złego.

Słowo Boże obnaża prawdę o nas, że nie umiemy kochać, nie umiemy uczestniczyć w Mszy świętej, nie umiemy modlić się. Wtedy możemy zwrócić się do Maryi: Ty za mnie się módl, kiedy nie potrafię. Oddaję Tobie moje serce toporne i twarde, oraz nieskore do wiary. Oddaję moją podejrzliwość, że Bóg może mnie nie kochać, skoro Go zawodzę. Oddaję się Tobie, gdy nie czuję się godzien Jego miłości. Matko Boża, Ty wybierasz małych i ubogich, którzy nie mają w nikim ratunku, którzy nie mają nic. Ty masz upodobanie w małych i ubogich ptochos.

Nie musimy wszystkiego wiedzieć. Wystarczy, że podejmujemy nasze zwykłe obowiązki i pójdziemy za Maryją, za Bogiem. Prozaiczne, codzienne czynności są doskonałymi okazjami, by podejmować modlitwę zawierzenia. Wielkie wydarzenia mogą nas zamykać na łaskę Boga lub powodować lęk. W małych wydarzeniach, codziennych sprawach możemy praktykować modlitwę zawierzenia.

Jesteśmy zawierzeni Maryi i Ona się zobowiązała troszczyć się o nas. Opiekuje się swoimi dziećmi. Ile jest w nas wiary, że Ona jest obecna obok nas? Mamy zdać się na Boga i o nic się nie martwić. Kiedy pojawia się lęk, to mamy oddawać ten lęk Maryi. Przychodząc do Maryi zbliżamy się do Jezusa, doznajemy Jego łaski. Akt zawierzenia się Maryi jest doskonały, więc powinniśmy być spokojni, nawet jeśli pojawią się z naszej strony niewierności. I wierność i niewierność są okazją, by oddać Maryi siebie, sytuacje, inne osoby. Wszystko jest dobrą okazją by oddawać się Maryi.

Jezus jest delikatny, więc jeśli Go nie prosimy, to nie zadziała. Zazwyczaj pozwalamy na Bożą interwencję dopiero wtedy, kiedy już wszystko zawiodło. Ten moment, kiedy ręce opadają jest najlepszy. Bo wtedy nie czujemy się mocni. Kiedy czujemy się słabi, wtedy prawdziwie prosimy o Bożą interwencję. Gdy czujemy się mocni, to ile łask zostaje utraconych, ile napięcia, nieprzespanych nocy, nerwów, popadnięcia w choroby, byleby nie stracić swojego poczucia mocy i pewności siebie. Każda okazja jest dobra do zaufania i do zawierzenia. Nawet niewierność uczy przyjmować pedagogikę Bożą, by zrodziło się zawierzenie.

Matka Boża chce nas prowadzić do zadziwienia się miłością Boga. Ona potrafi zaryzykować i stracić wszystko. Możemy zwrócić się do Maryi: Matko Boża, chcę Cię prosić, byś we mnie żyła nadzieją, odwagą, miłością. To pozwala mi być ewangelicznym ubogim w duchu, ptochosem. Dziękuję Ci, że chcesz posłużyć się taką nicością jak ja.