mozaika ZAPRASZAMY

do kościoła Świętej Rodziny Warszawa ul Rozwadowska 9/11

16 grudnia 2025 (wtorek)

19.00 Msza święta
20.00 konferencja

Dyżur liturgiczny pełni Grupa Medyczna

Ogniem i mieczem czy poprzez most pokoju - spotkanie nauczycieli RRN, maj 2016

Ogniem i mieczem czy poprzez most pokoju

W dniu Pięćdziesiątnicy Duch Święty, którego znakiem są wicher i ogień, zstępuje na trwającą na modlitwie wspólnotę uczniów Jezusa, dając początek Kościołowi. Pięćdziesiątnica, która była świętem żniwa, stała się dla Izraela świętem upamiętniającym zawarcie przymierza na Synaju. Bóg dał ludowi znak swojej obecności w postaci wichru i ognia, a następnie przekazał mu w darze swoje prawo, Dziesięć Przykazań. Tylko w ten sposób dzieło wyzwolenia, zapoczątkowane przez wyjście z Egiptu, dokonało się w całej pełni: ludzka wolność jest zawsze wolnością dzieloną z innymi, jest wspólnotą wolności.

Wspólna wolność może się ostać jedynie w uporządkowanej harmonii wielu wolności, dostępnej dla każdego. Dlatego też dar prawa na Synaju nie był ograniczeniem ani zniesieniem wolności, ale fundamentem prawdziwej wolności. A ponieważ sprawiedliwy porządek ludzki może utrzymać się tylko wtedy, gdy pochodzi od Boga i łączy ludzi w odniesieniu do Boga, w uporządkowanym systemie wolności ludzkich nie może zabraknąć przykazań, które są darem samego Boga. I tak Izrael stał się narodem w całej pełni właśnie poprzez przymierze z Bogiem na Synaju. Spotkanie z Bogiem na Synaju można by uważać za podstawę i gwarancję jego istnienia jako narodu. Wicher i ogień, które zstąpiły na wspólnotę uczniów Chrystusa zgromadzoną w Wieczerniku, stanowiły dalszy rozwój wydarzenia na Synaju i nadały mu nowy, szerszy zasięg. Jak mówią Dzieje Apostolskie, w Jeruzalem przebywali w owym dniu «pobożni Żydzi ze wszystkich narodów pod słońcem» (Dz 2, 5). I oto objawia się charakterystyczny dar Ducha Świętego — wszyscy rozumieją słowa apostołów: «każdy słyszał, jak [tamci] przemawiali w jego własnym języku» (Dz 3, 6). Darem Ducha Świętego jest zrozumienie. Duch przezwycięża podział zapoczątkowany pod wieżą Babel — zamęt w sercach, który rodzi wrogość między nami — i otwiera granice. Lud Boży, który uformował się po raz pierwszy na Synaju, teraz rozprzestrzenia się tak dalece, że nie zna już żadnych granic.

Wicher i ogień Ducha Świętego muszą nieustannie otwierać granice, które my, ludzie, stale tworzymy między sobą. Musimy zawsze na nowo od doświadczenia wieży Babel, od zamknięcia się w samych sobie, przechodzić do Pięćdziesiątnicy. Dlatego musimy stale się modlić, aby Duch Święty nas otworzył, obdarzył nas łaską zrozumienia, byśmy stali się Ludem Bożym, wywodzącym się ze wszystkich narodów; więcej, jak mówi św. Paweł: w Chrystusie, który jako jedyny Chleb karmi nas wszystkich w Eucharystii i pociąga nas do siebie w swoim ciele umęczonym na krzyżu, winniśmy stać się jednym ciałem i jednym duchem.

Drugi obraz związany z zesłaniem Ducha Świętego, który znajdujemy w Ewangelii, jest o wiele bardziej subtelny. Ale właśnie przez to pozwala on dostrzec ogrom wydarzenia Pięćdziesiątnicy. Zmartwychwstały Pan wchodzi przez zamknięte drzwi do pomieszczenia, w którym znajdowali się uczniowie, i pozdrawia ich, mówiąc dwa razy: pokój niech będzie z wami! My nieustannie zamykamy nasze drzwi. Zawsze chcemy znaleźć się w bezpiecznym miejscu, gdzie nie będą nam przeszkadzali inni i Bóg. Dlatego też możemy nieustannie błagać Pana jedynie o to, by On przyszedł do nas, otworzył nasze zamknięte serca i przyniósł nam swoje pozdrowienie. «Pokój wam!» — to pozdrowienie Pana jest mostem, który On przerzuca między niebem i ziemią. On schodzi po tym moście do nas, a my możemy wejść po tym moście pokoju aż do Niego. Po tym moście — zawsze z Nim — możemy dotrzeć do bliźniego, do tego, który nas potrzebuje. Właśnie wtedy, gdy uniżamy się razem z Chrystusem, zostajemy wywyższeni do Niego i do Boga: Bóg jest Miłością, i dlatego zstąpienie z góry, uniżenie się, jakiego wymaga miłość, stanowi jednocześnie prawdziwe wywyższenie. Tak właśnie, uniżając się, przekraczając samych siebie, wchodzimy na wyżyny Jezusa Chrystusa, prawdziwe wyżyny człowieka.

Jeśli zestawimy dwa wydarzenia związane z zesłaniem Ducha Świętego, potężny wicher Pięćdziesiątnicy i delikatne tchnienie Jezusa w wieczór Paschy, mogą one przywodzić nam na myśl ostro uwydatniającą się różnicę między dwoma epizodami, które, jak opisuje Stary Testament, miały miejsce na Synaju. W pierwszym mówi się o ogniu, grzmotach i wichrze, które poprzedzają ogłoszenie Dziesięciu Przykazań i zawarcie przymierza (Wj 19 nn.). Drugim jest tajemnicza historia Eliasza na górze Horeb. Po dramatycznych wydarzeniach na górze Karmel Eliasz uszedł gniewu Achaba i Izebel. Następnie, posłuszny poleceniu Boga, udał się aż na górę Horeb. Wydawało się, że w Izraelu zapomniano o darze przymierza Bożego, o wierze w jedynego Boga. Eliasz musi niejako rozpalić na nowo płomień wiary na górze Boga i zanieść go Izraelowi. W tym miejscu rozpętuje się wokół niego wichura, następuje trzęsienie ziemi i pojawia się ogień. Jednakże nie ma w tym wszystkim Boga. I wtedy słyszy szmer łagodnego powiewu. I pośród tego łagodnego powiewu przemawia do niego Bóg (1 Krl 19, 11-18). Czyż właśnie to, co wydarzyło się w wieczór Paschy, gdy Jezus stanął przed swoimi apostołami, nie poucza nas, o czym tu mowa? Czyż nie możemy dopatrywać się w tym zapowiedzi sługi Jahwe, o którym Izajasz mówi: «Nie będzie wołał ni podnosił głosu, nie da słyszeć krzyku swego na dworze» (42, 2)? Czyż pokorna postać Jezusa nie jawi się nam tu jako prawdziwe objawienie, w którym Bóg ukazuje się nam i do nas przemawia? Czyż prawdziwym objawieniem Boga nie jest pokora i dobroć Jezusa? Na górze Karmel Eliasz próbował ogniem i mieczem walczyć z oddaleniem się od Boga i zabił proroków Baala. W ten sposób nie przywrócił jednak wiary. Na górze Horeb musi zrozumieć, że Boga nie ma w wichurze, w trzęsieniu ziemi i ogniu; Eliasz musi się nauczyć wsłuchiwać w cichy głos Boga i w ten sposób już teraz rozpoznać Tego, który przezwyciężył grzech nie siłą, lecz swoją Męką; Tego, który cierpiał, by obdarzyć nas władzą przebaczania. W taki oto sposób zwycięża Bóg.

Benedykt XVI,  15 V 2005 — Msza św. w uroczystość Zesłania Ducha Świętego

(...) Z jednej strony istnieje lęk uczniów, którzy zamykają drzwi domu; z drugiej strony jest misja powierzona im przez Jezusa, który posyła ich na świat, aby nieśli orędzie przebaczenia. Podobny kontrast może istnieć także i w nas, wewnętrzna walka pomiędzy zamknięciem serca a wezwaniem miłości, aby otworzyć zamknięte drzwi i wyjść poza własne ograniczenia. Chrystus, który z miłości wszedł w zamknięte drzwi grzechu, śmierci i otchłani pragnie także wejść do każdego, aby otworzyć na oścież zamknięte drzwi serca. On, który zmartwychwstając przezwyciężył zamykające nas w więzieniu strach i lęk, pragnie otworzyć na oścież nasze zamknięte bramy i posłać nas. Droga, którą wskazuje nam zmartwychwstały Mistrz jest jednokierunkowa, prowadzi w jednym jedynym kierunku: wyjścia z nas samych, aby zaświadczyć o odradzającej mocy miłości, która nas pozyskała. Widzimy przed sobą ludzkość często poranioną i zalęknioną, niosącą blizny bólu i niepewności. W obliczu wołania spragnionego miłosierdzia i pokoju, odczuwamy dziś skierowaną do każdego ufną zachętę Jezusa: „Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam” (w. 21).

 (...) „Pokój wam!” (w. 21) - to pozdrowienie Chrystus kieruje do swoich uczniów. Jest to ten sam pokój, jakiego oczekują ludzie naszych czasów. Nie jest to pokój wynegocjowany, nie jest to wstrzymanie czegoś niedobrego. To Jego pokój, pokój wypływający z serca Zmartwychwstałego, pokój, który pokonał grzech, śmierć i strach. Jest to pokój, który nie dzieli, lecz łączy; jest to pokój, który nie pozostawia nas samych, ale sprawia, że czujemy się akceptowani i miłowani; jest to pokój, który trwa nadal w cierpieniu i sprawia, że rozkwita nadzieja. Ten pokój, podobnie jak w dzień Wielkanocy, zawsze rodzi się i odradza z przebaczenia Boga, które usuwa z serca niepokój. W dzień Wielkanocy Kościołowi powierzono misję niesienia Jego pokoju. Być nosicielem Jego pokoju: taka misja została powierzona Kościołowi w dniu Wielkanocy. Rodzimy się w Chrystusie jako narzędzia pojednania, aby nieść wszystkim przebaczenie Ojca, aby objawić Jego oblicze jedynie miłości w znakach miłosierdzia.

(...)  Prośmy o łaskę, byśmy niestrudzenie czerpali Boże miłosierdzie i nieśli je w świat: prośmy, abyśmy sami byli miłosierni, abyśmy szerzyli wszędzie moc Ewangelii. Abyśmy pisali te strony Ewangelii, których Apostoł Jan nie napisał.

Homilia Papieża Franciszka wygłoszona podczas Mszy św. w Niedzielę Miłosierdzia Bożego 2016 r.

 

Pokora jest drogą do świętości. Marzec 2016

Pokora jest drogą do świętości

(...) W biblijnej historii Dawid musi skonfrontować się ze swoim synem Absalomem, który prowadzi z nim wojnę. W tej sytuacji Dawid zebrał wiernych sobie ludzi i postanowił opuścić miasto, pozostawiając tam Arkę Przymierza. Nie chce jej użyć do swojej obrony. Została ona bowiem dana przez Boga, by wybawiać Jego lud.  To właśnie jest droga świętości Dawida, który po upadku i grzechu wraca na właściwą drogę. Król opuszcza zatem miasto płacząc i z nakrytą głową. Tam pojawia się człowiek, który przeklina go i rzuca w niego kamieniami. Dawid jednak z pokorą przyjmuje także i to. Tłumaczy innym, że człowiek ten przeklina go dlatego, iż sam Pan powiedział mu: «Przeklinaj Dawida».

Dawid rzekł do swoich sług: «Mój własny syn, który wyszedł z wnętrzności moich, nastaje na moje życie». Absalom. I dalej mówił: «Cóż dopiero ten Beniaminita? Pozostawcie go w spokoju, niech przeklina, gdyż Pan mu na to pozwolił». Król Dawid umie czytać znaki czasu. To jest moment jego upokorzenia, to chwila, w której płaci za swoją winę. «Może wejrzy Pan na moje utrapienie i odpłaci mi dobrem za to dzisiejsze przekleństwo» – mówi król i oddaje się w ręce Pana. To jest droga, jaką Dawid przeszedł od chwili zniewolenia aż do tego oddania się w ręce Pana. I to jest świętość. To jest pokora.

Jeśli nie jesteś w stanie przyjąć jakiegokolwiek upokorzenia w twoim życiu, nie jesteś pokorny. 

Jedynym sposobem do uzyskania pokory jest upokorzenie. Droga do finału historii Dawida, którą jest świętość, wiedzie przez upokorzenia. Droga do świętości, którą Bóg daje swoim dzieciom, daje Kościołowi, wiedzie przez upokorzenia Jego Syna, który pozwala, by Go obrażano, który daje się prowadzić niesprawiedliwie na krzyż. I ten Syn Boży, który się uniża, jest drogą do świętości. A Dawid swoją postawą zapowiada to upokorzenie Jezusa. Prośmy Pana o łaskę dla każdego z nas, dla całego Kościoła, o łaskę pokory, ale także łaskę zrozumienia, że nie można być pokornym bez upokorzenia.

Na podstawie homilii Papieża Franciszka w domu Św. Marty, 1 luty 2016

Jeśli więc jest jakieś napomnienie w Chrystusie, jeśli - jakaś moc przekonująca Miłości, jeśli jakiś udział w Duchu, jeśli jakieś serdeczne współczucie – dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie. Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich!

To dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie.   

On, istniejąc w postaci Bożej, 

nie skorzystał ze sposobności, 

aby na równi być z Bogiem, 

lecz ogołocił samego siebie, 

przyjąwszy postać sługi, 

stawszy się podobnym do ludzi. 

A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, 

uniżył samego siebie, 

stawszy się posłusznym aż do śmierci - 

i to śmierci krzyżowej. 

Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył 

i darował Mu imię 

ponad wszelkie imię, 

aby na imię Jezusa 

zgięło się każde kolano 

istot niebieskich i ziemskich i podziemnych. 

I aby wszelki język wyznał, 

że Jezus Chrystus jest PANEM- 

ku chwale Boga Ojca.

(Flp 2,1-11) 

 „Uniżył samego siebie” (Flp 2,8). Uniżenie Jezusa.

To słowo objawia nam styl Boga i chrześcijanina: pokorę. Ten styl nigdy nie przestanie nas zaskakiwać i rodzić problemy: nigdy nie możemy przywyknąć do Boga pokornego.

Uniżenie samego siebie jest przed wszystkimi stylem Boga: Bóg się uniża, aby pielgrzymować ze swoim ludem, aby znosić jego niewierności. Można to dobrze zobaczyć, czytając Księgę Wyjścia: jakież to upokorzenie dla Pana, kiedy słyszy wszystkie te szemrania, narzekania! Były skierowane przeciwko Mojżeszowi, ale w istocie skierowane były przeciw Niemu, ich Ojcu, który wyprowadził ich z niewoli i doprowadził w pielgrzymce przez pustynię do ziemi wolności.

W tym tygodniu, Wielkim Tygodniu, który prowadzi nas do Wielkanocy, pójdziemy tą drogą upokorzenia Jezusa. Tylko w ten sposób będzie on „święty” także dla nas!

Usłyszymy o pogardzie przywódców Jego ludu i ich oszustwach, mających spowodować Jego upadek. Będziemy świadkami zdrady Judasza, jednego z Dwunastu, który sprzeda Go za trzydzieści srebrników. Zobaczymy Pana pojmanego i prowadzonego jak złoczyńca; opuszczonego przez uczniów; ciągniętego przed Sanhedryn, skazanego na śmierć, pobitego i znieważonego. Usłyszmy, że Piotr, „skała” uczniów, trzy razy się Go zaprze. Usłyszymy krzyki tłumów, podżeganych przez zwierzchników, proszących o uwolnienie Barabasza, a ukrzyżowanie Jezusa. Zobaczymy Go wyśmiewanego przez żołnierzy, okrytego purpurowym płaszczem, ukoronowanego cierniem. A następnie wzdłuż Drogi Krzyżowej, niosącego krzyż, usłyszymy obelgi ludu i przywódców, wyśmiewających to, że jest Królem i Synem Bożym. 

To jest droga Boga, droga pokory. To droga Jezusa, a innej nie ma. I nie ma pokory bez upokorzenia. Przemierzając dogłębnie tę drogę, Syn Boży przyjął „postać sługi” (por. Flp 2,7). Rzeczywiście, pokora oznacza służbę, oznacza pozostawienie miejsca dla Boga, rezygnacji z samego siebie, „ogołocenia się”, jak mówi Pismo (w. 7). To jest największe upokorzenie.

Istnieje inna droga, sprzeczna z drogą Chrystusa: światowość. Światowość oferuje nam drogę próżności, pychy, sukcesu… Jest inną drogą. Zły duch zaproponował ją także Jezusowi podczas czterdziestu dni na pustyni. Ale Jezus ją bez wahania odrzucił. Wraz z Nim także i my możemy pokonać tę pokusę, nie tylko przy specjalnych okazjach, ale w zwykłych okolicznościach życia. Pomaga nam w tym i pokrzepia przykład tak wielu mężczyzn i kobiet, którzy w ciszy i ukryciu, na co dzień wyrzekają się samych siebie, aby służyć innym: choremu krewnemu, samotnej osobie starszej, czy niepełnosprawnej…

Pomyślmy także o upokorzeniu tych, którzy ze względu na swoją postawę wierności Ewangelii są dyskryminowani i osobiście za to płacą. Pomyślmy też o naszych braciach i siostrach, którzy cierpią prześladowanie z tego powodu, że są chrześcijanami, współczesnych męczennikach: nie zapierają się Jezusa i godnie znoszą obelgi i zniewagi. Idą za Nim Jego drogą. Możemy mówić o „mnóstwie świadków” (Hbr 12,1).

Także i my wraz z nimi stanowczo pójdźmy tą drogą, z wielką miłością dla Niego, naszego Pana i Zbawiciela. To miłość nas będzie prowadzić i da nam siłę.  A gdzie On jest, także i my będziemy (J 12, 26).

Homilia Papieża Franciszka wygłoszona podczas Uroczystość Niedzieli Palmowej, 29 marca 2015

Dar świadomości, że jestem żebrakiem. Spotkanie 20 lutego 2016

Dar świadomości, że jestem żebrakiem

W tradycji prorockiej miłosierdzie – jak wskazuje etymologia tego słowa – ma ścisły związek z matczynym łonem (rahamim) i z dobrocią  wielkoduszną, wierną i współczującą (hesed), praktykowaną w związkach małżeńskich i w rodzinie. 

(…) Tajemnica Bożego Miłosierdzia objawia się w dziejach Przymierza między Bogiem i Izraelem. Bóg jest bowiem zawsze bogaty w miłosierdzie, w każdych okolicznościach gotowy otoczyć swój lud wielką czułością i współczuciem, zwłaszcza w najbardziej dramatycznych momentach, gdy niewierność zrywa przymierze i trzeba je na nowo ustanowić, w sposób bardziej stabilny, w sprawiedliwości i prawdzie. Jest to prawdziwy dramat miłości, w którym Bóg odgrywa rolę zdradzonego Ojca i męża, a Izrael – niewiernych syna/córki i małżonki. Właśnie obrazy z życia rodzinnego – jak w Księdze Ozeasza (por. Oz 1-2) – pokazują, jak bardzo Bóg pragnie związać się ze swoim ludem.

Ten dramat miłości osiągnął swój szczyt w Synu, który stał się człowiekiem. Na Niego Bóg wylał swe bezgraniczne miłosierdzie, czyniąc z niego „wcielone Miłosierdzie” (por. Misericordiae Vultus, 8) (…) 

Syn Boży jest Oblubieńcem czyniącym  wszystko, by zdobyć miłość swojej Oblubienicy, z którą łączą Go więzy bezwarunkowej miłości, uwidoczniającej się w wiecznych zaślubinach z nią (…) Miłosierdzie zatem wyraża zachowanie Boga w stosunku do grzesznika, ofiarując mu jeszcze jedną możliwość skruchy, nawrócenia i wiary” (Misericordiae Vultus, 21), a tym samym odbudowania relacji z Nim. W Jezusie Ukrzyżowanym Bóg pragnie dotrzeć do grzesznika, który odszedł najdalej, tam właśnie, gdzie się zagubił i od Niego oddalił. Robi to z nadzieją, że zdoła poruszyć zatwardziałe serce swojej Oblubienicy.

Miłosierdzie Boże zmienia serce człowieka i pozwala mu doświadczyć wiernej miłości, sprawiając, że i on staje się zdolny do miłosierdzia. Wciąż odnawiającym się cudem jest fakt, że miłosierdzie Boże może opromienić życie każdego z nas, pobudzając nas do miłości bliźniego i tego, co tradycja Kościoła nazywa uczynkami miłosierdzia względem ciała i duszy. Przypominają nam one o tym, że nasza wiara wyraża się w konkretnych, codziennych uczynkach, które mają pomagać naszemu bliźniemu w potrzebach jego ciała i duszy i na podstawie których będziemy sądzeni: karmienie, nawiedzanie, pocieszanie, pouczanie. Dlatego życzyłem sobie, „aby chrześcijanie zastanowili się podczas Jubileuszu nad uczynkami miłosierdzia względem ciała i duszy. Będzie to sposób na obudzenie naszego sumienia, często uśpionego w obliczu dramatu ubóstwa, a także na wchodzenie coraz głębiej w serce Ewangelii, gdzie ubodzy są uprzywilejowani przez Boże miłosierdzie” (Misericordiae Vultus, 15). Bowiem to w człowieku ubogim i potrzebującym ciało Chrystusa „staje się znów widoczne w umęczonych, poranionych, ubiczowanych, niedożywionych, uciekinierach..., abyśmy mogli Go rozpoznać, dotknąć i troskliwie Mu pomóc” (tamże). Niebywała i skandaliczna tajemnica przedłużającego się w dziejach cierpienia Niewinnego Baranka, krzaku gorejącego bezinteresowną miłością, przed którym można tylko, jak Mojżesz, zdjąć z nóg sandały (por. Wj 3, 5); a jeszcze bardziej, gdy ubogim jest brat lub siostra w Chrystusie cierpiący z powodu swojej wiary.

W obliczu tej miłości potężnej jak śmierć (por. Pnp 8, 6) najnędzniejszym ubogim jest ten, kto nie chce przyznać się, że nim jest. Wydaje mu się, że jest bogaty, a w rzeczywistości jest najuboższym z ubogich. A to dlatego, że jest niewolnikiem grzechu, który każe mu używać swego bogactwa i władzy nie po to, by służyć Bogu i bliźnim, ale by zagłuszyć w sobie myśl, że i on w rzeczywistości jest tylko ubogim żebrakiem. Im większym bogactwem i władzą dysponuje, tym większe może się stać jego kłamliwe zaślepienie. Dochodzi do tego, że nie chce nawet widzieć ubogiego Łazarza, żebrzącego u drzwi jego domu (por. Łk 16, 20-21), który jest figurą Chrystusa żebrzącego w ubogich o nasze nawrócenie. Dla wszystkich zatem Wielki Post w tym Roku Jubileuszowym jest sprzyjającym momentem, by wreszcie móc wyjść z wyobcowania poprzez słuchanie Słowa Bożego oraz uczynki miłosierdzia. Poprzez uczynki względem ciała – dotykamy ciała Chrystusa w braciach i siostrach, którzy potrzebują, by ich nakarmić, odziać, przyjąć do domu i nawiedzić, a poprzez uczynki duchowe – dawanie rad, pouczanie, darowanie uraz, upominanie i modlitwę, obcujemy bardziej bezpośrednio z naszą własną grzesznością. Z tego powodu uczynków względem ciała i względem ducha nigdy nie należy od siebie oddzielać. Bowiem właśnie wtedy, gdy dotyka w ubogim człowieku ciała Chrystusa Ukrzyżowanego, grzesznik może otrzymać w darze uświadomienie sobie, że on sam jest biednym żebrakiem. Na tej drodze  także “pyszniący się”, “władcy”, “bogacze”, o których mówi Magnificat, mają możliwość spostrzeżenia, że są niezasłużenie miłowani przez Chrystusa Ukrzyżowanego, który umarł i zmartwychwstał również dla nich. Tylko ta miłość może zaspokoić pragnienie nieskończonego szczęścia i miłości, które człowiek usiłuje osiągnąć, łudząc się, że je znajdzie w kulcie wiedzy, bogactwa i władzy. Jest jednak zawsze niebezpieczeństwo, że coraz szczelniej zamykając się na Chrystusa, który w ubogich i potrzebujących wciąż puka do drzwi ich serc, pyszni, możni i bogaci skażą sami siebie na tę otchłań samotności, którą jest piekło. Dlatego dla nich i dla nas wszystkich na nowo rozbrzmiewają pełne bólu słowa Abrahama: „Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają!” (Łk 16, 29). Słuchanie Słowa i wprowadzanie go w życie przygotowuje nas w najlepszy sposób do świętowania ostatecznego zwycięstwa nad grzechem i nad śmiercią Zmartwychwstałego Oblubieńca, Tego który pragnie oczyścić swą Oblubienicę, która oczekuje na Jego przybycie.

Nie zmarnujmy tego czasu Wielkiego Postu, który sprzyja nawróceniu! Prośmy o to przez macierzyńskie wstawiennictwo Dziewicy Maryi, która jako pierwsza, w obliczu wielkiego Bożego miłosierdzia, jakim Bóg Ją darmo obdarował, uniżyła się (por. Łk 1, 48) mówiąc, że jest pokorną służebnicą Pańską (por. Łk 1, 38).

Orędzie Papieża Franciszka na Wielki Post 2016 (fragmenty) 

 

To Dzieciątko uczy nas, co jest istotne w naszym życiu. Styczeń 2016

To Dzieciątko uczy nas, co jest istotne w naszym życiu

W tę noc jaśnieje „światłość wielka” (Iz 9,1); nad nami wszystkimi rozbłyska światło narodzenia Jezusa. Jakże prawdziwe i aktualne są usłyszane przez nas słowa proroka Izajasza: „Pomnożyłeś radość, zwiększyłeś wesele” (9.2)! Nasze serce już było pełne radości, z powodu oczekiwania na to wydarzenie; teraz jednak, uczucie to zostało pomnożone i jest przeobfite, ponieważ obietnica się wypełniła, wreszcie się urzeczywistniła. Radość i wesele upewniają nas, że orędzie zawarte w tajemnicy tej nocy pochodzi naprawdę od Boga. Nie ma miejsca na wątpliwość; zostawmy ją sceptykom, którzy pytając jedynie rozumu, nigdy nie znajdują prawdy. Nie ma miejsca na obojętność, panującą w sercach ludzi, którzy nie są w stanie kochać, bo boją się coś stracić. Trzeba przepędzić wszelki smutek, ponieważ Dzieciątko Jezus jest prawdziwym pocieszycielem serca.

Dziś Syn Boży się narodził: wszystko się zmienia. Zbawiciel świata staje się uczestnikiem naszej ludzkiej natury, nie jesteśmy już samotni i opuszczeni. Dziewica daje nam swego Syna jako zasadę nowego życia. Przychodzi światłość prawdziwa, aby rozjaśnić nasze życie, często zamknięte w cieniu grzechu. Dzisiaj odkrywamy na nowo, kim jesteśmy! W tę noc ukazuje się droga, jaką trzeba przemierzyć, aby osiągnąć cel. Teraz musi ustać wszelki lęk i przerażenie, ponieważ światło wskazuje nam drogę do Betlejem. (...)

Kiedy słyszymy zatem o narodzinach Chrystusa, pozostańmy w milczeniu i pozwólmy, aby to Dzieciątko przemawiało. Wpiszmy w nasze serce Jego słowa nie odrywając wzroku od Jego oblicza. Jeśli weźmiemy to Dzieciątko w nasze ramiona i pozwolimy, aby nas objęło, to przyniesie nam Ono pokój serca, który nigdy się nie skończy. To Dzieciątko uczy nas, co jest naprawdę istotne w naszym życiu. Rodzi się w ubóstwie świata, bo dla Niego i Jego rodziny nie ma miejsca w gospodzie. Znajduje schronienie i wsparcie w stajni i złożone jest w żłobie dla zwierząt. Jednak z tej nicości wyłania się światło chwały Bożej. Stąd dla ludzi prostego serca zaczyna się droga prawdziwego wyzwolenia i odkupienia wiecznego.  Od tego Dzieciątka, na którego obliczu wyryte są rysy dobra, miłosierdzia i miłości Boga Ojca, wypływa dla nas wszystkich Jego uczniów, jak uczy Apostoł Paweł, zobowiązanie do „wyrzeczenia się bezbożności” i bogactw świata, by żyć „rozumnie i sprawiedliwie, i pobożnie” (Tt 2,12).

W społeczeństwie, często upojonym konsumpcjonizmem i przyjemnościami, obfitością i luksusem, pozorami i narcyzmem wzywa nas On do zachowania wstrzemięźliwego, to znaczy prostego, zrównoważonego, prostolinijnego, zdolnego do zrozumienia i życia tym, co istotne. W świecie, który często jest surowy wobec grzesznika a łagodny wobec grzechu, musimy pielęgnować silne poczucie sprawiedliwości, poszukiwania i realizacji woli Boga. W obrębie kultury obojętności, która nierzadko staje się w ostateczności bezlitosna, niech nasz styl życia napełniony będzie litością, empatią, współczuciem, miłosierdziem czerpanymi codziennie ze studni modlitwy. (...)

Homilia Papieża Franciszka wygłoszona podczas Mszy św. Wigilii Narodzenia Pańskiego 2015

(...) Współczucie jest niczym innym, jak miłością Boga do człowieka, miłosierdziem, czyli postawą Boga wobec ludzkiej nędzy, naszego ubóstwa, cierpienia i udręki. A biblijne określenie «współczucie» przywołuje na myśl matczyne wnętrze. Matka bowiem doświadcza jedynej w swoim rodzaju reakcji na cierpienie swoich dzieci. Tak samo kocha nas Bóg – mówi Pismo Święte. 

Owocem tej miłości jest życie. Tak jest też w przypadku zmarłego młodzieńca z Nain, którego Jezus przywraca do życia, budząc go jakby ze snu. Pomyślmy, jakie to piękne! Miłosierdzie Boga daje człowiekowi życie, wskrzesza ze śmierci. Pan zawsze patrzy na nas z miłosierdziem, z miłosierdziem nas oczekuje. Nie zapominajmy o tym! Nie obawiajmy się do Niego zbliżyć! On ma miłosierne serce! Jeśli ukażemy Mu nasze wewnętrzne zranienia, nasze grzechy, On zawsze nam przebaczy. Jest bowiem czystym miłosierdziem! (...) Idźmy do Jezusa! Zwróćmy się teraz do Maryi Panny, bowiem Jej niepokalane serce, serce Matki, w najwyższym stopniu stało się uczestnikiem «współczucia» Boga, szczególnie w godzinie męki i śmierci Jezusa. Niech Maryja pomoże nam być cichymi, pokornymi i miłosiernymi wobec naszych braci.

Papież Franciszek, Anioł Pański, 9 czerwca 2013