mozaika ZAPRASZAMY

do kościoła Świętej Rodziny w Warszawie ul. Rozwadowska 9/11

6 maja 2025 (wtorek)

19.00 Msza święta
20.00 konferencja

Dyżur liturgiczny pełni grupa parafii św. Izydora w Markach

Misja nie jest owocem programu ani podręcznika - Spotkanie, 14.11.2015

Spotkanie centralne nauczycieli

Dnia 14 listopada 2015, sobota.

Misja nie jest owocem programu ani podręcznika.


„Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się!”(Flp 4,4). To uderzające słowa, słowa, które mają wpływ na nasze życie. Paweł każe nam się radować. Praktycznie nakazuje nam się radować. Polecenie to współbrzmi z pragnieniem nas wszystkich – udanego życia, życia sensownego, radosnego. (...)

Jednocześnie jednak wszyscy zaznajemy zmagań codziennego życia. Wydaje się, że wiele staje na drodze tej zachęty do radości. Nasza codzienność często może doprowadzić nas do pewnego rodzaju ponurej apatii, która stopniowo staje się nawykiem, z fatalną konsekwencją: nasze serca są coraz bardziej odrętwiałe. (...)

Co możemy uczynić, aby ustrzec nasze serce od coraz większego odrętwienia i nieczułości? (...)

Jezus daje odpowiedź. Powiedział On swoim uczniom i mówi dziś do nas: Idźcie! Głoście! Radość Ewangelii jest czymś, czego trzeba doświadczyć, czego zaznaje się jedynie poprzez jej dawanie, przez dawanie siebie.

Duch tego świata mówi nam, aby być jak wszyscy, zadowolić się tym, co przychodzi łatwo. W obliczu tego ludzkiego sposobu myślenia, „musimy ponownie odczuć, że potrzebujemy siebie nawzajem, że jesteśmy odpowiedzialni za innych i za świat” (Laudato si’, 229). Jest to odpowiedzialność, aby głosić orędzie Jezusa. Gdyż źródłem naszej radości jest „niewyczerpalne pragnienie ofiarowania miłosierdzia, będącego owocem doświadczenia nieskończonego miłosierdzia Ojca” (Evangelii gaudium, 24).

Wychodźcie do wszystkich, głoście namaszczając i namaszczajcie głosząc. Właśnie to Pan mówi do nas dzisiaj. Mówi nam:


Chrześcijanin odnajduje radość w misji: Idźcie do ludzi wszystkich narodów!
Chrześcijanin doświadcza radości wypełniając polecenie: Idźcie i głoście Ewangelię!
Chrześcijanin znajduje nieustannie nową radość odpowiadając na wezwanie: Idźcie i namaszczajcie! (...)

Jezus nie przedstawił listy, kto jest, a kto nie jest godny otrzymania Jego orędzia, Jego obecności.Zawsze natomiast podchodził On do życia takim, jakim je widział, w obliczach bólu, głodu, chorób i grzechu. W obliczach ran, pragnienia, znużenia, wątpliwości i współczucia. Daleki od oczekiwań łatwego życia, w eleganckim ubraniu i starannej schludności, przyjął On życie takim, jakie napotkał. Nie miało dla Niego znaczenia, czy było brudne, zaniedbane, złamane.

Jezus powiedział: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu”. Idźcie i w moje imię bierzcie życie takim, jakie ono jest, a nie jakim sądzicie, że być powinno. Idźcie na główne drogi i gościńce, idźcie, by opowiedzieć dobrą nowinę bez strachu, bez uprzedzeń, bez wyższości, bez protekcjonalizmu tym wszystkim, którzy utracili radość życia. Idźcie głosić miłosierny uścisk Ojca. Idźcie do tych, którzy są obciążeni bólem i niepowodzeniami, którzy odczuwają, że ich życie jest puste i głoście szaleństwo kochającego Ojca, który chce namaścić ich olejkiem nadziei, olejem zbawienia. Idźcie, aby głosić dobrą nowinę, że błąd, zwodzące złudzenia i kłamstwa nie mają ostatniegosłowa w życiu człowieka. Idźcie z namaszczeniem, które łagodzi rany i leczy serca.

Misja nigdy nie jest owocem doskonale zaplanowanego programu lub dobrze zorganizowanego podręcznika. Misja jest zawsze owocem życia, który wie, co znaczy być znalezionym i uzdrowionym, napotykanym, któremu przebaczono. Misja rodzi się z nieustannego doświadczenia miłosiernego namaszczenia Boga.


Kościół, święty lud Boży, kroczy pokrytymi kurzem ścieżkami historii, tak często przemierzanych przez konflikty, niesprawiedliwości i przemoc, aby spotkać swoje dzieci, naszych braci i siostry. Święty i wierny Lud Boży nie boi się zagubienia swej drogi; boi się, że stanie się zamkniętym w sobie, zamrożony do elit, przywiązany do własnego bezpieczeństwa. Wie, że zamknięcie w sobie, w licznych formach, jakie przybiera, jest przyczyną tak wielkiej apatii.


Więc wyjdźmy, idźmy zaproponować każdemu życie Jezusa Chrystusa (Evangelii gaudium, 49). Lud Boży
może objąć wszystkich, bo jesteśmy uczniami Tego, który ukląkł przed swymi uczniami, aby umyć im nogi.
Papież Franciszek, Sanktuarium Niepokalanego Poczęcia NMP w Waszyngtonie, 23 września 2015

 

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/img/09/2109-jonasz_1.jpg

Tekst dla grup dzielenia

Parę dni temu, w dniu święta Aniołów Stróżów, snuliśmy rozważania nad posłuszeństwem Bogu, posłuszeństwem Duchowi Świętemu, które jest drogą świętości i życia chrześcijańskiego. Wczoraj, dzisiaj i jutro liturgia zachęca nas do refleksji nad
przeciwieństwem tego, czyli oporem wobec woli Bożej: nieposłuszeństwem.

Postacią, która się sprzeciwia, jest prorok Jonasz. (...) Jonasz miał swoje pomysły i przemyślenia, i nikt — nawet Bóg! — nie mógł skłonić go do ich zmiany. We wczorajszej liturgii była mowa o tym, jak Pan posłał go do Niniwy, żeby nawoływał do nawrócenia Niniwe, a on udał się w przeciwnym kierunku, w stronę Hiszpanii. Później doszło do rozbicia statku i całej historii, którą znamy (Jon 1). Po tym doświadczeniu Jonasz nauczył się, że winien być posłuszny Panu: „ Pan przemówił do Jonasza po raz drugi tymi słowami: «Wstań, idź do Niniwy, wielkiego miasta, i głoś jej upomnienie, które Ja ci zlecam». Jonasz wstał i poszedł do Niniwy, jak powiedział Pan”. (Jon 3, 1-3) Jonasz posłuchał, idzie i głosi — głosi bardzo dobrze: łaska Boża jest z nim, tak iż miasto się nawraca, czyni pokutę, zmienia życie. Doprawdy, dokonuje cudu, bowiem w tym wypadku odstąpił od swojego uporu i okazał posłuszeństwo woli Bożej, i zrobił to, co Pan mu polecił.

W czwartym rozdziale (Jon 4, 1-11) mowa jest o tym, że Niniwa się nawraca, a wobec tego nawrócenia Jonasz, ten człowiek nieposłuszny Duchowi Bożemu, złości się. „Nie podobało się to Jonaszowi i oburzył się. Modlił się przeto do Pana i mówił: «Proszę, Panie, czy nie to właśnie miałem na myśli, będąc jeszcze w moim kraju? Dlatego postanowiłem uciec do Tarszisz, bo wiem, żeś Ty jest Bóg łagodny i miłosierny, cierpliwy i pełen łaskawości, litujący się nad niedolą.” (Jon 4, 1-2)

Tak więc w pierwszym rozdziale jest opór wobec misji, którą mu powierza Pan: «Wstań, idź do Niniwy - wielkiego miasta - i upomnij ją, albowiem nieprawość jej dotarła przed moje oblicze» (Jon 1, 2). Później, w drugim rozdziale jest posłuszeństwo, a kiedy jest się posłusznym, dzieją się cuda. Oto więc posłuszeństwo Jonasza woli Bożej i nawrócenie Niniwy. Wreszcie trzeci rozdział: jest tu opór wobec miłosierdzia Boga. Jonasz zwraca się do Pana, jakby chciał powiedzieć: „Ja wykonałem całe zadanie głoszenia, dobrze wykonałem swoją pracę, a Ty im przebaczasz?”. W jego sercu jest ta surowość, która nie dopuszcza Bożego miłosierdzia: ważniejsze jest moje głoszenie, ważniejsze są moje myśli, ważniejszy jest cały szereg przykazań, do których przestrzegania mam nakłonić — wszystko, wszystko, wszystko — niż Boże miłosierdzie.

Tego dramatu doświadczył także Jezus, mając do czynienia z uczonymi w Prawie, którzy nie rozumieli, dlaczego nie pozwolił On ukamienować tamtej cudzołożnej kobiety i dlaczego jadał kolację z celnikami i grzesznikami. Rzecz w tym, że nie rozumieli miłosierdzia.

Psalm 129, którego słowami dzisiaj się modliliśmy sugeruje nam, aby oczekiwać Pana, „bowiem u Pana jest łaska, i obfite jest u Niego odkupienie'”. Zatem tam, gdzie jest Pan, jest miłosierdzie. A św. Ambroży dodawał: 'A gdzie jest surowość, tam są Jego kapłani', odnosząc się do uporu, który sprzeciwia się misji, który sprzeciwia się miłosierdziu. Jako że bliskie jest rozpoczęcie Roku Miłosierdzia, prośmy Pana, aby pozwolił nam zrozumieć, jakie jest Jego serce, co oznacza 'miłosierdzie', co to znaczy, kiedy On mówi: 'Miłości pragnę, nie ofiary'. I dlatego w Kolekcie Mszy św. modliliśmy się tymi słowami tak bardzo pięknymi: „Okaż nam swoje miłosierdzie”, bowiem miłosierdzie Boga można zrozumieć tylko wtedy, kiedy zostało na nas wylane, na nasze grzechy, na nasze niegodziwości.
na podstawie homilii Papieża Franciszka w Domu św. Marty, 6 października 2015

Chrystus, który oczekuje na naszą miłość w bliźnich - Spotkanie, 24.10.2015

 

 

24 października 2015 (sobota)

http://kanonizacja.diecezja.pl/images/artimages/68-Jose-Tapiro-y-Baro.jpg

Chrystus, który oczekuje na naszą miłość w bliźnich.

Gdy Syn Czlowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych (ludzi) od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie.

Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: Pójdźcie błogosławieni Ojca mojego, weźmijcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie.

Wówczas zapytają sprawiedliwi: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? Spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? Lub nagim i przyodzieliśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?

A Król im odpowie: Zaprawdę, powiedam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili.

Wtedy odezwie się do tych po lewej stronie: Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, anie daliście mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście Mnie; byłem chory albo w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie.

Wówczas zapytają i ci: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie?

Wtedy odpowie im: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko czego nie uczyniliście jednemu z tych najm,niejszych, tegoście i Mnie nie uczynili.

I pójdą ci na mękę wieczną, a sprawiedliwi zaś do życia wiecznego.

Mt 25, 31 - 46

Tekst dla grup dzielenia

Św. Teresie od Dzieciątka Jezus polecono kiedyś wieczorem przygotować nocną lampkę dla gości nocujących na zewnątrz. Trzeba było poszukać oliwy i knota, a wszystkie siostry przebywały już w celach i drzwi były pozamykane. „Czułam – wspomina później – wielką walkę w sobie. Szemrałam wewnętrznie na osoby i okoliczności i miałam za złe siostrom zewnętrznym, że dały mi taką pracę w czasie odpoczynku, kiedy one same mogły to całkiem dobrze zrobić. Ae nagle zabłysło światło w mej duszy. Wyobraziłam sobie, że służę Świętej Rodzinie w Nazarecie, że przygotowuję lampeczkę dla Dzieciątka Jezus i wtedy włożyłam w mą pracę tyle, tyle miłości, że zrobiłam to radośnie i z sercem przepełnionym czułością.

Odtąd – dodała – zawsze posługuję się tym sposobem, który dał mi takie wspaniałe wyniki”. W codziennym życiu każdego z nas zdarzają się takie sytuacje, kiedy czujemy się wykorzystywani, kiedy sądzimy, że ktoś nadużywa naszej dobrej woli służenia innym. Doświadczamy wówczas uczuć podobnych do opisanych przez św. Tereskę. Mamy za złe takiej osobie, że wyręcza się nami, zamiast wziąć obowiązek na siebie. W jaki sposób wybrnąć z tej sytuacji, co zrobić z uczuciami, które budzą się na skutek niesprawiedliwego – jak nam się wydaje – traktowania nas przez innych?

Wtedy gdy czujemy się wykorzystywani i niezrozumiani przez drugą stronę, trzeba umieć przełamać naturalną barierę psychiczną. Trzeba chcieć z radością i miłością zrobić to, czego się od nas dodatkowo wymaga. Św. Teresa radzi, by wykonać tę czynność dla Chrystusa. A zatem żona służąc mężowi, służy Chrystusowi. Będzie np. przyrządzała posiłek dla Pana Jezusa.

Tu jednak pojawia się nowa trudność: co robić, kiedy ten drugi człowiek zachowuje się w sposób odpychający i budzący lęk? Jak dostrzec obecnego w nim Chrystusa? Jak stworzyć w sobie motywację do służenia bliźniemu? Powinniśmy wtedy starać się wczuć w sytuację drugiego człowieka – może jest on zagubiony, może boryka się z trudnościami, o których nic nie wiemy? Musimy przy tym pamiętać, że Chrystus – obecny w każdym człowieku na skutek Odkupienia, które czyni nas dziećmi Bożymi i świątynią Boga – tym bardziej w nim cierpi. Cierpi dlatego, że ten człowiek nie szanuje drugiego człowieka. Obecny w nim Chrystus oczekuje okazania Mu czułości i serca.

Jeżeli np. żona okaże mężowi miłość ze względu na obecnego w nim cierpiącego Chrystusa, prawdopodobnie zacznie inaczej patrzeć na niego. Przestanie być ważna jego wroga czy niechętna postawa, skoro Chrystus w nim uśmiecha się do niej i mówi: „Kocham ciebie. Kocham ciebie i umarłem za ciebie”. Tak mówi obecny w bliżnim Chrystus, choć sam człowiek może zachowywać się niewłaściwie. Trzeba żyć tym, co mówi Chrystus, bo to jest prawdą.

Jeżeli będziemy patrzyli z miłością na drugiego człowieka, a dostrzegając w nim Chrystusa, będziemystarali się prowadzić w sercu rozmowę z Nim, w krótkim czasie bliźni ten zacznie się zmieniać. Wobec prawdziwej miłości nawet najbardziej zagubiony człowiek staje się inny. Musi to być jednak miłość prawdziwa, a nie taktyka. Musi to być autentyczne zwracanie się do Chrystusa. Może wówczas usłyszymy w srecu Jego słowa: „Byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie”. (Mt 25, 35)

Uczyniłeś to właśnie wtedy, kiedy ofiarowałeś miłość Bogu obecnemu w twojej żonie czy w mężu, który był zły, który cię nie szanował. W tym bowiem człowieku sam Chrystus był spragniony, głodny, nagi, udręczony i oczekujący miłości.

To prawda, że jest to trudne, ale właśnie w takiej postawie kryje się tajemnica prawdziwej miłości. W taki sposób powinniśmy patrzeć na siebie nawzajem. Jak bardzo zmieniłby się świat, gdybyśmy byli dobrzy dla bliźnich nie tylko dlatego, że oninsą dla nas dobrzy, lecz ze względu na ukrytego w nich Chrystusa.

Materiały archiwalne dla grup dzielenia, Wilanów 16.11.1990

 

Tekst dla grup dzielenia

Parę dni temu, w dniu święta Aniołów Stróżów, snuliśmy rozważania nad posłuszeństwem Bogu, posłuszeństwem Duchowi Świętemu, które jest drogą świętości i życia chrześcijańskiego. Wczoraj, dzisiaj i jutro liturgia zachęca nas do refleksji nad
przeciwieństwem tego, czyli oporem wobec woli Bożej: nieposłuszeństwem.

Postacią, która się sprzeciwia, jest prorok Jonasz. (...) Jonasz miał swoje pomysły i przemyślenia, i nikt — nawet Bóg! — nie mógł skłonić go do ich zmiany. We wczorajszej liturgii była mowa o tym, jak Pan posłał go do Niniwy, żeby nawoływał do nawrócenia Niniwe, a on udał się w przeciwnym kierunku, w stronę Hiszpanii. Później doszło do rozbicia statku i całej historii, którą znamy (Jon 1). Po tym doświadczeniu Jonasz nauczył się, że winien być posłuszny Panu: „ Pan przemówił do Jonasza po raz drugi tymi słowami: «Wstań, idź do Niniwy, wielkiego miasta, i głoś jej upomnienie, które Ja ci zlecam». Jonasz wstał i poszedł do Niniwy, jak powiedział Pan”. (Jon 3, 1-3) Jonasz posłuchał, idzie i głosi — głosi bardzo dobrze: łaska Boża jest z nim, tak iż miasto się nawraca, czyni pokutę, zmienia życie. Doprawdy, dokonuje cudu, bowiem w tym wypadku odstąpił od swojego uporu i okazał posłuszeństwo woli Bożej, i zrobił to, co Pan mu polecił.

W czwartym rozdziale (Jon 4, 1-11) mowa jest o tym, że Niniwa się nawraca, a wobec tego nawrócenia Jonasz, ten człowiek nieposłuszny Duchowi Bożemu, złości się. „Nie podobało się to Jonaszowi i oburzył się. Modlił się przeto do Pana i mówił: «Proszę, Panie, czy nie to właśnie miałem na myśli, będąc jeszcze w moim kraju? Dlatego postanowiłem uciec do Tarszisz, bo wiem, żeś Ty jest Bóg łagodny i miłosierny, cierpliwy i pełen łaskawości, litujący się nad niedolą.” (Jon 4, 1-2)

Tak więc w pierwszym rozdziale jest opór wobec misji, którą mu powierza Pan: «Wstań, idź do Niniwy - wielkiego miasta - i upomnij ją, albowiem nieprawość jej dotarła przed moje oblicze» (Jon 1, 2). Później, w drugim rozdziale jest posłuszeństwo, a kiedy jest się posłusznym, dzieją się cuda. Oto więc posłuszeństwo Jonasza woli Bożej i nawrócenie Niniwy. Wreszcie trzeci rozdział: jest tu opór wobec miłosierdzia Boga. Jonasz zwraca się do Pana, jakby chciał powiedzieć: „Ja wykonałem całe zadanie głoszenia, dobrze wykonałem swoją pracę, a Ty im przebaczasz?”. W jego sercu jest ta surowość, która nie dopuszcza Bożego miłosierdzia: ważniejsze jest moje głoszenie, ważniejsze są moje myśli, ważniejszy jest cały szereg przykazań, do których przestrzegania mam nakłonić — wszystko, wszystko, wszystko — niż Boże miłosierdzie.

Tego dramatu doświadczył także Jezus, mając do czynienia z uczonymi w Prawie, którzy nie rozumieli, dlaczego nie pozwolił On ukamienować tamtej cudzołożnej kobiety i dlaczego jadał kolację z celnikami i grzesznikami. Rzecz w tym, że nie rozumieli miłosierdzia.

Psalm 129, którego słowami dzisiaj się modliliśmy sugeruje nam, aby oczekiwać Pana, „bowiem u Pana jest łaska, i obfite jest u Niego odkupienie'”. Zatem tam, gdzie jest Pan, jest miłosierdzie. A św. Ambroży dodawał: 'A gdzie jest surowość, tam są Jego kapłani', odnosząc się do uporu, który sprzeciwia się misji, który sprzeciwia się miłosierdziu. Jako że bliskie jest rozpoczęcie Roku Miłosierdzia, prośmy Pana, aby pozwolił nam zrozumieć, jakie jest Jego serce, co oznacza 'miłosierdzie', co to znaczy, kiedy On mówi: 'Miłości pragnę, nie ofiary'. I dlatego w Kolekcie Mszy św. modliliśmy się tymi słowami tak bardzo pięknymi: „Okaż nam swoje miłosierdzie”, bowiem miłosierdzie Boga można zrozumieć tylko wtedy, kiedy zostało na nas wylane, na nasze grzechy, na nasze niegodziwości.
na podstawie homilii Papieża Franciszka w Domu św. Marty, 6 października 2015

____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

 

 

24 października 2015 (sobota)

http://kanonizacja.diecezja.pl/images/artimages/68-Jose-Tapiro-y-Baro.jpg

Chrystus, który oczekuje na naszą miłość w bliźnich.

Gdy Syn Czlowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych (ludzi) od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie.

Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: Pójdźcie błogosławieni Ojca mojego, weźmijcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie.

Wówczas zapytają sprawiedliwi: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? Spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? Lub nagim i przyodzieliśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?

A Król im odpowie: Zaprawdę, powiedam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili.

Wtedy odezwie się do tych po lewej stronie: Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, anie daliście mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście Mnie; byłem chory albo w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie.

Wówczas zapytają i ci: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie?

Wtedy odpowie im: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko czego nie uczyniliście jednemu z tych najm,niejszych, tegoście i Mnie nie uczynili.

I pójdą ci na mękę wieczną, a sprawiedliwi zaś do życia wiecznego.

Mt 25, 31 - 46

Tekst dla grup dzielenia

Św. Teresie od Dzieciątka Jezus polecono kiedyś wieczorem przygotować nocną lampkę dla gości nocujących na zewnątrz. Trzeba było poszukać oliwy i knota, a wszystkie siostry przebywały już w celach i drzwi były pozamykane. „Czułam – wspomina później – wielką walkę w sobie. Szemrałam wewnętrznie na osoby i okoliczności i miałam za złe siostrom zewnętrznym, że dały mi taką pracę w czasie odpoczynku, kiedy one same mogły to całkiem dobrze zrobić. Ae nagle zabłysło światło w mej duszy. Wyobraziłam sobie, że służę Świętej Rodzinie w Nazarecie, że przygotowuję lampeczkę dla Dzieciątka Jezus i wtedy włożyłam w mą pracę tyle, tyle miłości, że zrobiłam to radośnie i z sercem przepełnionym czułością.

Odtąd – dodała – zawsze posługuję się tym sposobem, który dał mi takie wspaniałe wyniki”. W codziennym życiu każdego z nas zdarzają się takie sytuacje, kiedy czujemy się wykorzystywani, kiedy sądzimy, że ktoś nadużywa naszej dobrej woli służenia innym. Doświadczamy wówczas uczuć podobnych do opisanych przez św. Tereskę. Mamy za złe takiej osobie, że wyręcza się nami, zamiast wziąć obowiązek na siebie. W jaki sposób wybrnąć z tej sytuacji, co zrobić z uczuciami, które budzą się na skutek niesprawiedliwego – jak nam się wydaje – traktowania nas przez innych?

Wtedy gdy czujemy się wykorzystywani i niezrozumiani przez drugą stronę, trzeba umieć przełamać naturalną barierę psychiczną. Trzeba chcieć z radością i miłością zrobić to, czego się od nas dodatkowo wymaga. Św. Teresa radzi, by wykonać tę czynność dla Chrystusa. A zatem żona służąc mężowi, służy Chrystusowi. Będzie np. przyrządzała posiłek dla Pana Jezusa.

Tu jednak pojawia się nowa trudność: co robić, kiedy ten drugi człowiek zachowuje się w sposób odpychający i budzący lęk? Jak dostrzec obecnego w nim Chrystusa? Jak stworzyć w sobie motywację do służenia bliźniemu? Powinniśmy wtedy starać się wczuć w sytuację drugiego człowieka – może jest on zagubiony, może boryka się z trudnościami, o których nic nie wiemy? Musimy przy tym pamiętać, że Chrystus – obecny w każdym człowieku na skutek Odkupienia, które czyni nas dziećmi Bożymi i świątynią Boga – tym bardziej w nim cierpi. Cierpi dlatego, że ten człowiek nie szanuje drugiego człowieka. Obecny w nim Chrystus oczekuje okazania Mu czułości i sreca.

Jeżeli np. żona okaże mężowi miłość ze względu na obecnego w nim cierpiącego Chrystusa, prawdopodobnie zacznie inaczej patrzeć na niego. Przestanie być ważna jego wroga czy niechętna postawa, skoro Chrystus w nim uśmiecha się do niej i mówi: „Kocham ciebie. Kocham ciebie i umarłem za ciebie”. Tak mówi obecny w bliżnim Chrystus, choć sam człowiek może zachowywać się niewłaściwie. Trzeba żyć tym, co mówi Chrystus, bo to jest prawdą.

Jeżeli będziemy patrzyli z miłością na drugiego człowieka, a dostrzegając w nim Chrystusa, będziemystarali się prowadzić w sercu rozmowę z Nim, w krótkim czasie bliźni ten zacznie się zmieniać. Wobec prawdziwej miłości nawet najbardziej zagubiony człowiek staje się inny. Musi to być jednak miłość prawdziwa, a nie taktyka. Musi to być autentyczne zwracanie się do Chrystusa. Może wówczas usłyszymy w srecu Jego słowa: „Byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie”. (Mt 25, 35)

Uczyniłeś to właśnie wtedy, kiedy ofiarowałeś miłość Bogu obecnemu w twojej żonie czy w mężu, który był zły, który cię nie szanował. W tym bowiem człowieku sam Chrystus był spragniony, głodny, nagi, udręczony i oczekujący miłości.

To prawda, że jest to trudne, ale właśnie w takiej postawie kryje się tajemnica prawdziwej miłości. W taki sposób powinniśmy patrzeć na siebie nawzajem. Jak bardzo zmieniłby się świat, gdybyśmy byli dobrzy dla bliźnich nie tylko dlatego, że oninsą dla nas dobrzy, lecz ze względu na ukrytego w nich Chrystusa.

Materiały archiwalne dla grup dzielenia, Wilanów 16.11.1990

Wiara jest oczekiwaniem. Homilia 26.05.2020

Konferencja ks. Andrzeja Kopczyńskiego

Zacisze, 26 maja 2020

Dziś uroczystość Zesłania Ducha Świętego

Zdjecie z portalu Radio EM

Kościół jest Wieczernikiem, a w nim Matka Boża wraz z Apostołami trwają oczekując na modlitwie na Zesłanie Ducha Świętego. Oczekiwanie należy do tajemnicy miłości i tajemnicy wiary. Wiara nie jest poczuciem pewności siebie. Wiara jest ufnością. Matka Boża miała doskonałą wiarę i świadomość tego kim jest. Wiedziała, że została wybrana przez Boga i że wszystko, co otrzymała od Niego jest darem, a przy tym była uniżona. Wiara nie dawała Jej pysznego poczucia pewności siebie.

Wiara naprawdę nie powinna być spełnieniem do końca oczekiwania. Teraz oczekujemy na Zesłanie Ducha Świętego, a później już nie będziemy oczekiwać? Przeciwnie, potem nadal powinniśmy oczekiwać na Ducha Świętego. Wiara jest oczekiwaniem na łaskę. Nie oczekując możemy utracić wiarę.

Gdy Kościół staje się Wieczernikiem, przyglądajmy się Matce Bożej. Ona wprowadza uczniów w wiarę wyrażoną w oczekiwaniu. Jezus powiedział uczniom przed swoją śmiercią, że pożyteczne jest dla nich Jego odejście. Może wcześniej zbytnio opierali się na Jego człowieczeństwie. Kiedy utracili Jezusa dopiero do nich dotarło Jego Bóstwo.

Matka Boża wprowadza uczniów w atmosferę oczekiwania. Brak Jezusa, brak ludzkiej pewności siebie sprawiały, że z nadzieją oczekiwali na zapowiadanego Parakleta. Ona zawsze oczekiwała wszystkiego od Boga. W Kanie Galilejskiej nie zwróciła się do Jezusa z sugestią, aby zamienił wodę w wino, lecz powiedziała sługom, aby uczynili wszystko, co powie im Jezus.

Jeśli nie masz pewności siebie, nie bój się tego stanu. Dramatem jest zbytnia pewność siebie. Wiara jest oczekiwaniem. W czasie Eucharystii oczekujemy na przyjście Pana Jezusa w Słowie, oczekujemy na Jego przyjście, jako Pokarmu dającego siły. A już następnego dnia na nowo oczekujemy Eucharystii i przyjścia Pana Jezusa.

Oczekiwanie należy do sfery wiary. Bez oczekiwania nie ma wiary. Niech Matka Boża pozwoli nam wejść w czas oczekiwania w Wieczerniku i niech strzeże przed fałszywą wiarą, która jest pysznym poczuciem pewności siebie.

Pożyteczny brak. Homilia 19.05.2020

Archiwum

 

Zdjęcie: URBI ET ORBI

Homilia ks. Kazimierza Sztajerwalda

Zacisze, 19 maja 2020

Kiedy tracimy pracę zdrowie, bliską osobę napełnia się nasze sercem smutkiem. Dzieje się tak, ponieważ pragniemy życia beztroskiego, bezpiecznego. Dzisiaj Pan Jezus w Ewangelii mówi nam: „Pożyteczne jest dla was moje odejście”. Kto doświadcza braku Jezusa ma szansę na otwarcie się na Ducha Świętego i na Jego prowadzenie. Pozwólmy się prowadzić Duchowi Świętemu i Najświętszej Maryi Pannie szczególnie, kiedy doświadczamy rozczarowań czy niedogodności. Pożyteczne jest nasze starzenie się, brak sił, choroby. Pożyteczne jest wszystko co nas smuci, niepokoi, złości. Pożyteczne jest spóźnienie, zawalenie sprawy czy dyskomfort. Święta Bernardetta zapisała za co jest wdzięczna Bogu i Matce Bożej. Dziękuje za życiowe trudności, ubóstwo w domu rodzinnym, za swoje braki, słabości i ignorancję.

Pewne sprawy mogą być przeszkodą dla działania Pana Boga, Ducha Świętego i Matki Bożej. Bóg oddaje się duszy w miarę, jak oddaje się ona Jemu. Jeśli zgodzimy się na stratę, może nawet pożytecznych dóbr, to Matka Boża będzie działać. Kiedy Maryja widzi, że ktoś chce Jej służyć wyrzekając się tego co posiada, aby Ją tym przyozdobić, to Ona udziela mu swoich łask.

Pożyteczne jest odejście od nas rzeczy ważnych, do których byliśmy przywiązani, by Bóg udzielił nam przez Maryję łask większych, byśmy mogli przejść przez te ogołocenia razem z Nim. Bóg chce nam pomagać w świadomym przeżywaniu procesu tracenia. Maryja powiedziała do Juana Diego: „Nie bój się tej choroby, ani żadnej innej”. Pożyteczną okazała się choroba jego wuja.

Nie ma w nas zgody na uznanie pożyteczności straty czy braku. Trudno jest się cieszyć z niezadowolenia z siebie. Ale skoro jest to pożyteczne, że coś się staje nie po naszemu, to najbardziej cierpi pycha. Upadki służą uświęceniu. Nawet grzech, który rani Jezusa może stać się szczęśliwą winą. Upadek może upokorzyć i dzięki niemu może inaczej spojrzymy na świat, na drugiego człowieka, na swoje życie.

Święta Tereska od Dzieciątka Jezus usłyszała od swojej współsiostry, że chciałaby mieć łagodne usposobienie. Wtedy święta poradziła jej, aby podziękowała Bogu za brak upragnionej cnoty. Nie wiemy, co jest dla nas najlepsze. Pracujmy nad swoą łagodnością, cierpliwością ale dziękujmy za swoje braki. Kochajmy wszystko, co nam Bóg daje.

Paweł i Sylas, jak słyszeliśmy w I czytaniu z Dziejów Apostolskich zostali ubiczowani, wtrąceni do więzienia do wewnętrznego lochu i zakuci przez strażnika. Tam w więzieniu nie buntowali się, ani nie skarżyli się na swój los lecz śpiewali Bogu psalmy pochwalne. Uznali tę niesprawiedliwość za pożyteczną. Pozostali więźniowie wsłuchiwali się w ich modlitwę dziwiąc się i podziwiając ich postawę. Bóg zainterweniował. Nastąpiło silne trzęsienie ziemi, kajdany z ich kończyn opadły, strażnik był przerażony, bo obawiał się odpowiedzialności z powodu ucieczki więźniów. Paweł i Sylas uspokoili go, a strażnik przeżył krótki katechumenat i przyjął chrzest wraz ze swoimi domownikami. Przyjęcie dyskomfortu przez Pawła i Sylasa okazało się pożyteczne.

Dobrze, kiedy Bóg nas ogałaca. Dobrze jest kiedy sami podejmujemy wyrzeczenia i wysiłek tracenia. Wchodząc w modlitwę świętego Ludwika Grignion de Montfort mamy oddać Bogu przez ręce Maryi swoje ciało (ze wszystkimi zmysłami i emocjami) i duszę (ze wszystkimi władzami, wolę pamięć), dobra zewnętrzne (majątek) i dobra wewnętrzne (dobre uczynki, cnoty, zasługi). Mamy wszystko oddać, aby duszą naszą kierował duch Maryi. Powinniśmy Jej oddać nawet to, co uważamy za dobre, a także nasze złośliwości, słabość rozumu i woli, nasze myśli. Mamy być wolni. Tylko Bóg wie, co jest dla nas dobre. Kiedy oddaję to wszystko, Bóg czyni w nas miejsce dla Ducha Świętego.

Prośmy Matkę Bożą, aby nas uczyła właściwie przeżywać nasze ogołocenia. Pozwólmy, by kierowała naszym rozumem, wolą i byśmy wyrzekali się tego, co przeszkadza Jej duchowi.