Święci Zelia i Ludwik Martin, rodzice św. Tereski z Lisieux

http://www.dkzg.pl/wp-content/uploads/2015/10/ZELIA-I-LUDWIK-MARTIN3.jpg

Świeci Zelia i Ludwik Martin to rodzice Św. Tereski od Dzieciątka Jezus oraz czterech swoich córek, które całkowicie poświęciły swoje życie Panu Bogu. Patrząc nie tylko na ich małżeństwo, ale również i na całe życie odnosimy wrażenie szczególnego wybrania i umiłowania ich ze strony Stwórcy. Dla nas żyjących jeszcze na ziemi są oni ludźmi, którzy pięknie odpowiedzieli na Tę wielką nieogarnioną Miłość Boga. Prowadzili życie proste, skromne, pełne modlitwy i codziennych obowiązków. Życie, które całkowicie było podporządkowane wypełnianiu Woli Bożej w całkowitym zaufaniu Jedynemu Stwórcy. Małżeństwo traktowali jako swoje powołanie do świętości. Bóg zawsze był na pierwszym miejscu. I ta podstawowa wartość rodziny zaznacza się na każdej stronie ich historii, nadając małżeństwu tę sakramentalną Chrystusową godność, tak zatartą w naszych czasach. Ludwik i Zelia Martin kochali się głęboko i prawdziwie z każdego punktu widzenia, co daje się zrozumieć za sprawą listu Zelii do męża z 31 sierpnia 1873 roku, kiedy to przebywała daleko od domu u swego brata Izydora: „podążam za tobą duchem przez cały dzień; mówię sobie: - W tym momencie wykonuje następującą rzecz. - Nie mogę się doczekać bycia blisko ciebie, mój drogi Ludwiku; kocham cię całym moim sercem i czuję podwajanie się mego afektu z powodu braku twej obecności, który odczuwam; niemożliwym byłoby dla mnie życie daleko od ciebie. Miłość ta nie jest jednak egoistycznym celem samym w sobie. Celem każdego z małżonków razem i z osobna jest staranie, aby w ich rodzinie Bóg zawsze zajmował pierwszoplanowe miejsce.

Ludwik Joseph Aloys Stanislas Martin (18231858) urodził się w Bordeaux 22 sierpnia 1823 roku jako prawowity syn Pierr’a-Francois Martin, kapitana wojsk francuskich, i Marie Anne Fanny Boureau. Ojciec Ludwika chrześcijanin głębokiej wiary, był człowiekiem z charakterem zdecydowanym w swych przekonaniach. Jego duch wiary ujawniał się w sposobie uczestniczenia we mszy, podczas której widywano go modlącego się długo na kolanach po konsekracji. Kapelanowi wojskowemu, który mu powiedział, jak bardzo dziwiono się jego zachowaniu, odpowiedział: „Powiedzcie, że jest tak, ponieważ wierzę!Pani Martin podzielała uczucia męża. Pewnego dnia synowa Zelia powie o niej, informując brata o śmierci kapitanaMoja teściowa przez dwa i pół miesiąca spędzała całe noce, pielęgnując go i nie zgodziła się na niczyją pomoc to ona go pochowała i dogląda go umarłego w dzień i w nocy. Wreszcie ma wyjątkową odwagę i wiele innych cnót. Stary kapitan został dotknięty porażeniem mózgowym i zmarł 26 czerwca 1865 roku po kilkutygodniowej agonii. W jednym z listów do brata Izydora Guerin Zelia złożyła piękny hołd zmarłemu: Mój teść zmarł o pierwszej po południu. W ubiegły czwartek otrzymał wszystkie sakramenty. Zmarł jak święty; jakie życie taki koniec. Nigdy nie uwierzyłabym, że będzie to miało na mnie taki wpływ. Przykład ojca, walecznego oficera mógłby obudzić zamiłowanie syna do kariery wojskowej. Jednak po ukończeniu nauki u Braci Szkół Chrześcijańskich w Alençon gdzie rodzina się przeprowadziła w 1830 roku, Ludwik nie wstąpił do armii. Aby zdobyć zawód zegarmistrza udaje się na praktykę do Bretanii, do Rennes, a następnie po kilku latach do Strasburga. W tym czasie Ludwik rozpoczyna swoje poszukiwania powołania: chce całkowicie ofiarować się Bogu. Po ukończeniu dwudziestu lat udał się do Alp Szwajcarskich, na Przełęcz Świętego Bernarda być może z zamiarem poznania wyjątkowego życia zakonników. Dwa lata później w 1845 roku, powrócił tam, aby wstąpić do zakonu, jednak nie został przyjęty z powodu braku znajomości łaciny. Próbował poświęcić się studiom nad łaciną jednak, po licznych usiłowaniach, zrezygnował. Celina pozostawiła zapisek w swych wspomnieniach:Zawsze wierzyliśmy w rodzinie i jestem tego pewna, że to nie kanonicy z Przełęczy Świętego Bernarda odmówili przyjęcia go, lecz to mój ojciec, widząc jak trudzą go te studia, zrezygnował ze swych dążeń. Praktyka odbyta w Rennes i Strasburgu uczyniła go gotowym do podjęcia pracy jako zegarmistrza. Jednak aby dopełnić swoich uprawnień udaje się jeszcze na trzy lata do Paryża. Po powrocie otwiera swój zakład w Alençon oraz nabywa dom. Jednak decyduje się nie pracować w niedzielę, aby w ten sposób przestrzegać całkowicie boskiego przykazania. Jest człowiekiem, który uwielbia ciszę, w której całkowicie może kontemplować Boga. Ma licznych przyjaciół i znajomych, z którymi lubi łowić ryby i grać w bilard. Jednak stroni od życia światowego co więcej kiedy jego towarzystwo postanawia urządzić przedstawienie spirytystyczne okazuje stanowczo swoją dezaprobatę i chroni się w modlitwie. Kiedy przedstawiono mu projekt małżeństwa z młodą damą z wyższych sfer odmawia. Nie wie jeszcze o planach Pana Boga, który przygotował mu spotkanie miłości, która całkowicie odmieni jego życie i nie tylko.

Zelia Guerin (1831-1858) – Ojciec Zeli, Izydor Guerin był wojskowym. Jego krewnym był Marin Guillaume Guerin, kapłan, który w czasie rewolucji francuskiej cierpiał uwięzienie i deportację z powodu wierności Kościołowi. Izydor w wieku 38 lat poślubił o szesnaście lat młodszą Luise-Jeanne Macé. Ich małżeństwo wydało na świat troje dzieci: w 1829 roku Marię Luizę przyszłą siostrę wizytkę( siostra Maria Dozytea), 23 grudnia 1831 roku Zelię i w 1841 roku Izydora, przyszłego aptekarza z Lisieux. Życie nie oszczędzało małżonków. Byli surowi, autorytarni, wymagający. Silna wola państwa Guerin potwierdzała się jednak szczęśliwie w dążeniu do uczciwości moralnej i wierności religijnej, co miało ogromny wpływ na edukację dzieci. Pani Guerin była osobą o silnym duchu, niezwykłej energii i szorstkim obyciu. Atmosfera rygoru, przymusu i skrupulatności otaczały domowników ze wszystkich stron, tłamsząc jednocześnie serdeczność i gotując wiele cierpień. Nic dziwnego, że po latach Zelia będzie tak wspominać swoje lata spędzone w domu rodzinnym: ”Moje dzieciństwo i młodość były smutne jak żałobny całun”. Jako rekompensatę Zelia znalazła swoją bratnią duszę w swojej siostrze Marii Luizie, odnalazła jakby swoją drugą matkę. Również przebywając w klasztorze, Maria Luiza pozostanie jej wielką przyjaciółką, powiernicą oraz doradczynią duchową. Obie siostry pobierały lekcje nauki haftu i robienia koronek. Jednak Marię Luizę bardziej pociągała literatura. Jednak Pani Guerin wolała aby jej córki potrafiły posługiwać się igłą i tę stronę je popychała. Zeli, podobnie jak Marii Luizie, jarzmo to zostało narzucone od dziecka: praca, oto nasze prawo, praca, oto nasz obowiązek, to przez nią pokazujemy wierność woli Bożej. W tamtym czasie Alençon to zagłębie produkcji koronczarskiej. Ogromna popularność tego fachu spowodowała, że powstawały tam pierwsze manufaktury produkcji koronek, których sławę znano w całym świecie. Dlatego również Zelia Guerin podejmuje decyzję o otwarciu fabryki koronek, która będzie bardzo dobrze prosperowała do końca jej życia i dawała utrzymacie tak licznej rodzinie. Odkrycie zamiłowania do tego zawodu jak później będzie wspominać zawdzięcza nowennie do Niepokalanej. Podczas, której w ciszy swego serca usłyszała : „rozpocznij pracę nad Point dAlençon (rodzaj jednej z najdroższych koronek tamtego okresu)” . Począwszy od 1853 roku, Zelia stała się znaną fabrykantką Point dAlençon, a w 1858 roku Maison Pigache, nad którą której pracowała i otrzymała srebrny medal właśnie za produkcję tego typu koronki. W tym samym roku Eliza i Zelia Guerin podejmą wiążące decyzję dotyczące ich osobistych powołań. Zelia pragnęła wstąpić do Córek Miłosierdzia Św. Wincentego de Paulo. Znała je dzięki ich działalności charytatywnej w Alençon. Jednak dostała odpowiedź negatywną od przełożonej tego zgromadzenia. Nie wiadomo z jakiej przyczyny, ponieważ brakuje jakichkolwiek dokumentów z tego okresu. Biografowie rodziny Martin domniemają, że ponadnaturalna intuicja przełożonej ukazała prawdziwe plany Boga wobec młodej kandydatki. Zelia była rozczarowana jednak pogodzona z wolą Bożą. Zelia zrealizuje ją, ale w małżeństwie, budując silną, dużą rodzinę, w której odnajdzie swe szczęście.

Razem. Pani Martin, matka Ludwika z całego serca pragnie go ożenić i całe swoje wysiłki kieruje na znalezienie odpowiedniej kandydatki. Chodzi na kursy do Szkoły Koronki, gdzie tam poznaje poważną i bardzo wierzącą pannę Zelię Martin. Przedstawia swojemu synowi ową kandydatkę zachęcając do poznania. Do pierwszego spotkania dochodzi na moście Św. Leonarda. Zelia spotyka młodego mężczyznę, którego szlachetna fizjonomia, umiarkowany chód, pełne godności zachowanie uczyniły na niej wrażenie. W tym samym momencie usłyszała wewnętrzny głos: „To właśnie tego mężczyznę przygotowałem dla ciebie. Nawiązały się pierwsze kontakty pomiędzy rodzinami młodych, którzy nie zwlekali z pokochaniem się i zawarciem związku małżeńskiego. Od początku oddali swą miłość opiece Boga. Ślub odbył się o północy z 12 na 13 lipca 1858 roku w kościele Notre-Dame w Alençon. Jednak młodzi małżonkowie postanawiają żyć w czystości przez prawie dziewięć miesięcy. Młoda Zelia nie wiedziała za dużo o tajemnicach życia. Dlatego odkrycie fizyczności męża było dla niej emocjonalnym szokiem. Ludwik Martin uspokoił ją proponując życie jak brat z siostrą. Jednak ten stan nie był naznaczony egoizmem. W tym czasie małżonkowie Martin opiekują się dzieckiem krewnych osieroconym przez matkę. Później kiedy już opadły emocje, a pragnienie posiadania dzieci i poświęcenia ich Bogu zaczęło w Zeli przeważać, wystarczyła rada przewodnika duchowego, aby małżonkowie mogli w pełni przeżywać swój związek. Tak Zelia komentuje to w jednym ze swoich listów: ”Lecz gdy pojawiły się pierwsze dzieciątka, zmieniły się nasze poglądy: zaczęliśmy żyć tylko dla nich, to one stały się naszym szczęściem największym, o jakim mogliśmy marzyć. Krótko mówiąc, wszystko udawało się z łatwością, a świat już nam nie ciążył”. Czystość – jeden z wielkich znaków obecnych w rodzinie Martin, silnie wskazuje na uzupełnienie się powołań w Kościele. Czystość nie traci swej przewagi, lecz dojrzewa i dopełnia się w sakramencie małżeństwa.

Przyszły również doświadczenia i ciężkie próby. Otóż pierwsze czworo dzieci Pan Bóg w dość krótkim czasie zabiera do siebie. W bolesnych okolicznościach 22 lutego 1870 roku umiera mała Elena, małżonkowie dają przykład przyjęcia danego im krzyża: Godzę się z wolą Bożą, nawet jeśli tak ciężko jest tracić tak drogą córeczkę. Taka sama reakcja będzie po śmierci dwóch chłopców i pierwszej małej Teresy. Daje temu dowód Zelia w liście do swojej szwagierki Pani Guerin, która właśnie straciła dziecko: Kiedy zamknęłam oczy moich drogich maleństw i pochowałam je, odczułam ogromny ból, z którym jednak się pogodziłam. Nie żałowałam kłopotów i zmartwień ,które miałam z ich powodu. Wielu mówiło mi:Byłoby lepiej gdyby nigdy się nie narodzili. Nie mogłam tego znieść. Wcale nie uważałam, żeby troski i zmartwienia można było porównać z wiecznym szczęściem moich dzieci. Poza tym nie straciłam ich na zawsze , życie jest krótkie i pełne utrapień, spotkam ich tam w górze. Później jak czas pokaże Pan Bóg nagrodził wielkie zaufanie tego małżeństwa do Niego dając pięć córek, z którymi również nie było łatwo. Leonia trzecia córka sprawia wiele kłopotów wychowawczych rodzicom. Jest osobą trudną i porywczą. Dwukrotnie zostaje usunięta z pensji sióstr wizytek z powodu braku umiejętności samokontrolowania się w obecności innych. Zelia doskonałe zrozumiała swoją rolę jako matki w tej trudnej sytuacji- rolą rodziców jest kształtowanie dzieci sprawiających kłopoty i będzie próbować cierpliwością, perswazją i łagodnością zbliżyć małą do siebie. Bardzo pomaga jej w tym siostra Maria Dozytea (siostra rodzona Zeli – wizytka), która obdarza Zelię radami wychowawczymi, kiedy ta odkryje zgubny wpływ opiekunki Luizy na małą Leonię. To właśnie macierzyńska miłość sprawi, że Zelia odzyska zaufanie do córki i uwierzy w perspektywę szybkiej poprawy. Tak będzie opisywała tę sytuację w liście do swojej córki Pauliny: "Kiedy zmarła Twoja ciocia, poprosiłam ją, aby zwróciła mi serce tego biednego stworzenia i w niedzielę rano zostałam wysłuchana. Teraz Leonia jest moja, nie chce mnie zostawić nawet na chwilkę, ściska do utraty tchu, bez powtarzania spełnia każde moje polecenie, cały dzień pracuje u mego boku. Służąca straciła cały swój autorytet i z pewnością go nie odzyska zważywszy w jaki sposób potoczyły się sprawy..Gdy Zelia wyznawała wielkie pragnienie posiadania wielu dzieci „aby ofiarować je Niebu definiowała w krótkich słowach swoją role kobiety szczęśliwej: matki i wychowawczyni.

O mężu mówiła : „nasze uczucia były zawsze jednakowe. Można zrozumieć w jakiej harmonii i wspólnocie poglądów małżonkowie wychowywali swe dzieci. Zelia z radością przyjmowała kolejne macierzyństwa: jakże słodkim zajęciem jest opieka nad własnymi dziećmi” (list z 14 kwietnia 1868 r.). W ten sposób dzieci czuły, że są kochane, upragnione, a ich rodzice żyją tylko dla nich. Atmosfera w domu jest przepełniona duchem modlitwy. Małżonkowie codziennie uczestniczą we Mszy Św. o godz. 5.30. Uczą swe dzieci zaczynać dzień od porannej modlitwy. Jednak to piękne rodzinne życie zostaje przerwane ciężką chorobą nowotworową Zeli. Ta niespełna 45 letnia kobieta ma nadzieję i głęboko wierzy w swoje uzdrowienie za pośrednictwem Matki Bożej. Kiedy jednak to nie następuje całkowicie powierza siebie i całą swoją rodzinę opiece Pana Boga - Nie zostałam uleczona, może innym razem. Oczekujemy z cierpliwością godziny Bożej. 28 sierpnia 1877 r o wpół do pierwszej w nocy Zelia Martin opuszcza ten świat dla prawdziwej Ojczyzny, której tak często wzywała. Śmierć żony była dla Ludwika największą tragedią życia. Wspomina o tym Celina w swoich pamiętnikach z 1952 roku: "Muszę powiedzieć, przed swoją chorobą nigdy nie płakał, jedynie podczas Ostatniego namaszczenia naszej matki. Po śmierci żony Ludwik stara się już tylko ożywiać rodzinę i dopełnić wychowania córek. Przygnębiony jej utratą, znajduje siły w głębokiej wierze i w miłości do córek. Jego życie naznaczone licznymi żałobami, wchodzi w okres, w którym Pan będzie prosił go o wszystko: najpierw konieczność opuszczenia Alençon, następnie wyjazd córek do klasztoru, co zaakceptuje z godną podziwu wspaniałomyślnością, ale co przysporzy mu coraz dotkliwszych cierpień, na koniec wreszcie utrata możliwości komunikowania się z otoczeniem i choroba, która doprowadzi go do całkowitej niemocy. Etapy te, przeżyte z wiarą i głębokim zaufaniem w dobroć Pana, pozwolą Ludwikowi na przyjęcie łaski, jaką Bóg mu przeznaczył. Przeprowadzka do Buissonnets, uroczego domu, który wuj Izydor znalazł w Lisieux dla rodziny Martin, zbiega się z początkiem choroby psychicznej Ludwika, początkowo przejawiającej się odsunięciem od świata.

Życie rodziny pozbawione było luksusu. Według siostry Marii od Wcielenia: „Jedzenie było proste. Rano: zupa, w niedzielę czekolada; pozostałe posiłki składały się z prostych potraw: ragu, gotowana wołowina. Rezygnowano z wyszukanych dań". Ludwik Martin był uważany wśród sąsiadów za człowieka uprzejmego, czcigodnego i wzbudzał podziw. Jednak życie w Buissonnets nie było smutne. Tata Martin dbał o to, aby dom pełen był serdeczności i radości. Ożywiał atmosferę poprzez różne zabawy, tak lubiane przez Św. Teresę: śpiewy, poematy, partie warcabów, pieczone jabłka i kasztany. Organizował piesze wycieczki, podtrzymując w ten sposób zdrowy zwyczaj niedzielnych spacerów. 1 maja 1887 roku Ludwik Martin zostaje dotknięty pierwszym atakiem paraliżu. Jest to początek jego długiej i upokarzającej golgoty trwającej do 1894 roku. To bolesne męczeństwo związane jest z postępującą encefalopatią naczyniową oraz miażdżycą tętnic mózgowych. Choroba ta utrudnia kontakty chorego z bliskimi i przyczynia się do ogromnych cierpień moralnych jego samego i otoczenia. Przebywa również w zakładzie leczniczym ”Dobrego Zbawiciela” w Caen. Jednak pomimo ciężkiej choroby nigdy na nic się nie skarży. Boli go jedynie oddalenie od córek. ”Czuję się tu dobrze i przebywam tu z woli Boga. Potrzebowałem tej próby. Wierzę, ma ona osłabić moją pychę. Poza tym szerzę wokół mnie wiarę. Wielu potrzebuje nawrócenia”. Lekarzowi zaś powiedział: byłem przyzwyczajony do rozkazywania, teraz muszę okazywać posłuszeństwo. To trudne. Wiem jednak, dlaczego dobry Bóg zesłał na mnie próbę; nigdy nie doznałem upokorzeń, potrzebowałem ich. W ostatnich chwilach życie będzie towarzyszyć ojcu Celina. Będzie to miało miejsce w posiadłości rodzinnej Gurinów Musse – 29 lipca 1894. Przy łóżku chorego czuwają Celina i ciotka. Na łożu śmierci pan Martin przypominał świętego Józefa. Jego zwłoki ze szkaplerzem Naszej pani z Góry Karmel zostały umieszczone w dębowej trumnie i przewiezione do Lisieux, gdzie odbył się pogrzeb. Najpiękniejsze słowa o swoim ojcu napisała Teresa, jego królewna w liście do Leonii z 20 sierpnia 1894 roku: Śmierć ojca nie robi na mnie wrażenia śmierci, lecz prawdziwego życia. Po sześciu latach rozłąki czuję, jest blisko, patrzy na mnie i chroniDroga siostro, czyż nie jesteśmy sobie bliższe teraz, gdy patrzymy w niebiosa, odnajdując w nich ojca i matkę, którzy ofiarowali nas Jezusowi? Wkrótce ich marzenia spełnią się i dzieci, które dał im dobry Bóg, połączą się z Nim na zawsze.

Wyżej opisana historia małżeństwa Martin – świętego małżeństwa – jest przykładem życia pełnego wiary i ponadnaturalnego ducha. Wstąpili oni w związek małżeński, aby wypełnić wolę Bożą. Nie unikali prób, cierpień i wyrzeczeń. Wzmocnieni sakramentami i nieustającą modlitwą wypełniali wolę Bożą z miłości do Pana Boga. Właśnie ta miłość i wypływająca z niej harmonia miały ogromny wpływ na córki. Pomimo, że prowadzili życie spokojne i nie dokonywali czynów wywołujących wrażenie budzili podziw i uwielbienie tych, którzy mieli okazję ich poznać. Ich życie przypadło po rewolucji francuskiej gdzie Kościół francuski wkracza w nowy, trudny etap historii.

Pełne wiary wychowanie córek sprawiło, że wszystkie poświęciły się Bogu w życiu zakonnym, cztery w Karmelu w Lisieux, jedna zaś u wizytek w Caen. Teresa, najmłodsza z sióstr Martin, nie tylko została wyniesiona na ołtarze, ale również ogłoszona Doktorem Kościoła. Na przykładzie tej świętej rodziny Martin widzimy, że świętość dotyczy każdego z nas. I można ją osiągnąć w każdych warunkach, gdziekolwiek się znajdujemy. Jednak aby to osiągnąć trzeba modlić się o łaskę światła Ducha Świętego. Im bardziej się modlimy tym On jest bliżej nas i wspomaga. Ale trzeba też prosić o pomoc tych, którzy już tę świętość osiągnęli i cieszą się radością oglądania Boga, dla którego poświęcili swoje zwyczajne może po ludzku szare życie. I ta ofiara została przyjęta. Bo nie mogło być inaczej. I my również patrząc się na tę parę świętych małżonków mamy pewność, że jeżeli całkowicie zaufamy Panu Bogu oraz zawierzymy Mu swoje życie, swoje rodziny, swoje problemy On nigdy nas nie opuści i doprowadzi do świętości. Uczestnictwo w codziennej Eucharystii, przystępowanie do sakramentu pokuty czy korzystanie z kierownictwa duchowego, lektura Pisma Świętego będzie nas prowadzić do przyjaźni i głębokiej relacji z Panem Bogiem. To będzie nas motywowało do podjęcia różnych zadań apostolskich nie tylko w najbliższej rodzinie, ale wszędzie gdzie będziemy (np. we wspólnocie, w pracy, w parafii). Jak żyć uczy nas również Matka Boża, Jej przykład miłości i wierności Panu Bogu pokazuje jak podporządkować swoje życie Jezusowi i osiągnąć to co najważniejsze ZBAWIENIE.

Artykuł przygotowała: Urszula Bania

Lieratura:

Powołani razem do świętości” – Rodzice św. Teresy od Dzieciątka Jezus– wyd. Flos Carmeli, 2015