Konferencje z rekolekcji w Małym Cichym 2021

Małe Ciche 3 lipca 2021, sobota

Konferencja ks. Kazimierza Sztajerwalda

Pokora – bieg po ostatnie miejsce

Pokorny żyje pokorą. Człowieka pokornego nie można upokorzyć. Musimy prosić Matkę Bożą, abyśmy mogli iść drogą pokory. Droga pokory, to zmiana myślenia, zmiana stylu życia, przyzwyczajeń. Spójrzmy na rysunek zamieszczony w informatorze. Trzech ludzi biegnie po pierwsze miejsce, ale miny mają smutne. Pierwszy jest smutny, bo czuje oddech na plecach Drugiego. Drugi jest smutny, że nie jest Pierwszy, a jeszcze do tego Trzeci go dogania. Trzeci jest smutny, bo dwaj pozostali są przed nim. Różne są powody smutku, ale jeden cel – pierwsze miejsce. Jest jeszcze Czwarty człowiek, który biegnie w przeciwną stronę, po ostatnie miejsce. Jest szczęśliwy, bo nikt go nie ubiegnie w tej konkurencji.

Czy może być większa pokora niż pokora Jezusa? On czeka na nas nie tam, gdzie można osiągnąć sukces. On czeka na ostatnim miejscu, a Matka Boża patronuje nam w biegu w odwróconym kierunku. Należy przyglądać się swoim myślom i uczuciom, bo to pozwala na głębszą analizę, dlaczego jestem smutny. Po wyrazie twarzy widać, jaki jestem. Kiedy znaleźliśmy się w tłumie, i wiele osób się przepychało – to jakie myśli nam towarzyszyły. Okazji, by zbadać siebie i spojrzeć na siebie w prawdzie jest wiele.

Na olimpiadzie dla niepełnosprawnych biegła grupa sportowców. Każdy chciał być pierwszy, ale gdy jeden z uczestników upadł. Wtedy reszta nie pobiegła dalej, tylko się zatrzymali, wrócili po tego, któremu nie dopisało mu szczęście. Podnieśli go i wszyscy razem z uśmiechem na twarzy doszli do linii mety.

Szukamy sukcesu, zadowolenia z siebie, a obok nas jest ktoś potrzebujący pomocy. Nasza mina zmieni się, gdy zawrócimy z drogi sukcesu, aby podnieść brata. Przyzwyczajają nas, że za każdy sukces czeka nas nagroda, satysfakcja, lepsza ocena. A mało kto nas uczy przeżywać porażkę. Kiedy osiągniemy sukces, kto pamięta, żeby oddać Bogu chwałę, podziękować za zdrowie, za talent, za czas, możliwości i wszystkich, którzy pracowali na nasz sukces. Okazuje się, że nawet sukcesów nie potrafimy przeżywać w prawdzie. Wszystko jest łaską: porażka i zwycięstwo.

Bóg chce nam dać uwolnić od wyścigu, który nas zamęcza. Przypomnijmy sobie Litanię Pokory do Jezusa, którą ułożył św. Tomasz a Kempis. Wezwania z tej Litanii pomogą nam postawić sobie pytania pomocnicze pozwalające zadać sobie pytanie: czy jest w nas pokora?
O, Jezu cichy i pokornego serca, wysłuchaj mnie.
Wyzwól mnie, Jezu z pragnienia aby być cenionym,
z pragnienia aby być lubianym,
z pragnienia aby być wysławianym,
z pragnienia aby być chwalonym,
z pragnienia aby wybrano mnie przed innymi,
z pragnienia aby zasięgano mojej rady,
z pragnienia aby być uznanym,
ze strachu przed poniżeniem,
ze strachu przed wzgardą,
ze strachu przed skarceniem.
ze strachu przed zapomnieniem,
ze strachu przed wyśmianiem,
ze strachu przed skrzywdzeniem,
ze strachu przed podejrzeniem.

I także Jezu, daruj mi te łaskę bym pragnął...
aby inni byli więcej kochani niż ja,
aby inni byli wyżej cenieni ode mnie,
aby w oczach świata inni wygrywali, a ja bym przegrywał,
aby inni byli wybierani, a ja bym był pozostawiony,
aby inni byli chwaleni a ja bym był niezauważony,
aby inni byli we wszystkim uznani za lepszych ode mnie,
aby inni mogli stać się świętszymi ode mnie,
o ile tylko ja będę tak święty jak powinienem, Amen.

Nie wszyscy są animatorami domów, grupy dzielenia. Ale gdyby nas poproszono, to czy przeżywalibyśmy lęk przed kompromitacją. Nie wszystko ode nas zależy. By dobrze przeżywać rekolekcje, ważne jest by we wszystkim widzieć miłość Boga. Gdy nie będziemy żyć tą prawdą, to nie będziemy widzieli Jego uśmiechu. Jedno trudne wydarzenie i już cierpimy. Bóg dopuszcza takie wydarzenia, by skruszyć naszą pychę. Należy patrzeć na wszystko, co nas spotyka oczami Matki Bożej. Choć mogą nas straszyć, co z nami będzie, to Bóg będzie nam kibicował w wyścigu po ostatnie miejsce. Życie wewnętrzne opiera się na pytaniach: Czy idę drogą pokory, czy pychy? Czy pogardzam swoim życiem, czy Bogiem? Tutaj znajduje się front walki wewnętrznej, na który zaprasza nas Bóg. Dlaczego jesteśmy zadowoleni, że nam się udało? Starajmy się cieszyć z tego, że nie jesteśmy zadowoleni z siebie. Spowiedź ma pomóc demaskować próby realizacji siebie.

Pokora ma swoje etapy. Pierwszy ma miejsce, kiedy prosimy Boga, aby pomógł nam przyjąć to, co jest trudne. Drugi, to zdolność dziękowania Bogu za trudności. A trzeci to pragnienie przyjmowania trudnych wydarzeń i upokorzeń. Diabeł wykorzystuje wszystko, by nas zaprowadzić do pychy, a Bóg wykorzystuje wszystko (nawet grzech), by nas doprowadzić do pokory.

Możemy dziękować Bogu za to jacy jesteśmy modląc się Modlitwą Celnika:
Dziękuję Ci Panie za to, że jestem jak inni ludzie. Są pełni wad i złych pragnień – ja także.
Są egoistami, szukają tylko własnych przyjemności i korzyści. Innych po drodze potrącają – ja także.
Są tchórzami, cofają się przed najmniejszą trudnością. Boją się cierpienia, lękają się czynu i wysiłku – ja także.
Są kapryśni. Dzisiaj chcą tego, a jutro o tym zapominają. Obiecują, a nie dotrzymują słowa. Kierują się humorem – ja też.
Są bezbarwni, ociężali. Więcej im się podobają sprawy ziemi niż nieba. Mają tylko słomiany zapał. Ogarnia ich nuda, lenistwo,
niechęć – mnie też.
Są grzesznikami mój Boże – ja też.
Ale ja także składam Ci dzięki.
Bo Ty przyszedłeś do grzeszników, do ludzi mało ciekawych.
Przyszedłeś do ludzi ubogich w miłość, w cnoty.
Do ludzi, którzy nie dają sobie rady sami i potrzebują Ciebie.
Dzięki Ci Boże, że jestem spośród nich.
Gdybym miał piękną duszę, bogatą, cnotliwą,
To chciałbym od razu być na piedestale.
Wysoko nosiłbym głowę.
A Ty patrzysz na dół, na ludzi pokornych, którzy biją się w piersi.
Pozostawiłbyś mnie samego mojej samowystarczalności.
A bez Ciebie – co stałoby się ze mną?
O tak, dziękuję Ci, Panie, że jestem jak inni ludzie.
Zmiłuj się nade mną, bo jestem grzesznikiem.
Amen.

Bóg widzi nas świętymi i patrzy na nas przez rany Chrystusa i pomaga nam szukać ostatniego miejsca.

Małe Ciche, 4 lipca 2021, niedziela

Konferencja ks. Andrzeja Mazańskiego

Pycha – śmiertelny wróg życia duchowego

Jezus nauczając uczniów wskazywał, jak mają postępować w życiu, do czego dążyć, ale też pokazywał czego mają się wystrzegać i obawiać w życiu duchowym. W czasie publicznej działalności Jezusa była grupa faryzeuszy, którzy byli Jego przeciwnikami i starali się Go zdyskredytować w oczach ludu. Jezus wskazywał na ich niewłaściwą postawę, fałszowanie prawdy, odrzucanie znaków Bożych nie dlatego, że ich nie lubił, albo, że nie zależało Jemu na nich, ale na ich przykładzie pokazywał uczniom jakiej postawy mają się wystrzegać. Wskazania Jezusa dla uczniów są aktualne również dla nas, ponieważ mamy podobne zagrożenia duchowe, z których pycha jest największa.

Pierwszy grzech główny – pycha jest przeciwieństwem pokory. Daje nam o sobie znać każdego dnia. Jeśli pozwalamy rozwijać się pysze, to stajemy się jej niewolnikami. Warto ją dostrzegać w sobie i od razu reagować. Jak możemy rozpoznać w sobie pychę?

Pycha jest dynamizmem w zakresie wyborów, rozumu, woli i prowadzi do zaniku, a nawet do śmierci życia duchowego. Przeciwstawiając się pysze uczymy się rozpoznawać jej mechanizm. Istotą pychy jest niewiara i odrzucenie Boga.

Pycha jest odcięciem się od źródła życia, prawdy i mądrości pochodzącym od Boga. Odrzucając źródło stawiamy w jego miejsce niewiarę wyrażającą się w odwróceniu od Boga i Jego przykazań.

Pycha jest wyniosłością i pragnieniem bycia samowystarczalnym. Stawia nas ponad innymi ludźmi, a nawet ponad Bogiem. Człowiek pyszny wybiera i ceni bardziej własną wolę. Ogarnięty pragnieniem samowystarczalności, nikogo nie potrzebuje do realizacji swoich zamiarów. Pycha jest okradaniem Pana Boga z Jego darów, ponieważ je sobie przypisuje. Św. Paweł ostrzegając przed taką postawą pisze: „Cóż masz, czego byś nie otrzymał” (1 Kor 4, 7). Jego słowa demaskują mechanizm pychy i są dla nas pełnym miłości upomnieniem.

Pycha jest nieprawdą, bo chcemy wszystko przypisywać sobie. Prawdą jest, że wszystko zawdzięczamy Bogu i nie mamy prawa sobie przypisywać Jego darów.

Pycha jest marnotrawieniem Bożego życia i strumieni Jego łask. Wody rzeki Jordan są pełne życia. Korzystają z jej zasobów ludzie. Mogą dzięki niej rozwijać i żyć rośliny i zwierzęta. Jednak kiedy wody Jordanu docierają w okolice pustynne Morza Słonego życie, które niesie woda zamiera z powodu wysokiego stężenia soli wywołanego intensywnym parowaniem. Podobnie działa mechanizm pychy, który niszczy i marnuje obficie spływające na nas łaski Boże.

Pycha jest chorobą rozumu. Dusza dotknięta pychą odrzuca Boże działanie. Zaślepia i powoduje, że rozum nie rozpoznaje dobra i prawdy.

Pycha jest chorobą woli, bo wybiera to, co niszczy czy uderza w naszą więź z Bogiem i z ludźmi. Charakterystyczne dla pychy jest poczucie wyższości, co wiąże się z lekceważeniem innych i wydawaniem pochopnych sądów o nich. W spotkaniu z człowiekiem pysznym ponosi się szkodę, tak jakby się zderzylo z twardym masywem skalnym. Obraz Morza Martwego napawa smutkiem, bo pokazuje, że to, co jest Bożym darem może zostać unicestwione.

Pycha jest lekceważeniem troski o dobro i realizację Bożej woli, o które należy się troszczyć, rozwijać je, podtrzymywać i zabiegać, by mogło się zakorzenić.

Jezus po swoim chrzcie w rzece Jordan był kuszony przez szatana trzykrotnie. Jezus postawiony na narożniku świątyni jerozolimskiej, na wysokości 20 metrów był kuszony, by rzucić się w dół, bo przecież: „Bóg rozkaże swoim aniołom, aby chroniły Cię. I będą Cię nosić na rękach,abyś nie skaleczył nogi o kamień”. (Mt 4, 6) Szatan cytuje tu Słowo Boże, by nakłonić Jezusa do bezcelowego działania, nie mającego uzasadnienia w woli Bożej. Jezus odpowiada: „Nie będziesz wystawiał Boga na próbę” (Mt 4, 7) Pokusa nie jest grzechem, ale zakorzeniając się w człowieku, nim się staje, tutaj wykorzystując naturalną potrzeba bycia docenionym, ważnym dla kogoś. To jest pokusa próżnej chwały. Szatan chce, by Jezus rzucając się w dół naraził się na śmiertelne niebezpieczeństwo, do tego lekceważąco podpowiadał: przecież nic się Tobie nie stanie, bo czyż Bóg Cię nie ustrzeże? Tutaj jest ukazany mechanizm pychy. Tylko Bóg chce kochać nas i chronić. Jeśli chcemy robić to, na co mamy ochotę myśląc, że Bóg nas uchroni, to jest to czysta pycha ukryta w wielu wyborach i decyzjach.

Jak możemy uchronić się przed pychą? Czy jest lekarstwo na pychę? Pycha jest jak masyw górski może rosnąć i wypiętrzać się. Jeśli nie sprzeciwimy się pysze może stać się potężna i twarda, jak głaz. Przed pychą chronią nas upokorzenia, jeśli przyjmiemy z wdzięcznością i radością. One są dla nas najlepszym i bezpiecznym lekarstwem. Kiedy przyjmujemy upokorzenia, to masyw skalny pychy jest kruszony. Jeśli nie dziękujemy za upokorzenia, które są lekarstwem, to ulegamy smutkowi, złości, przygnębieniu, użaleniu się nad sobą, rozdrażnieniu i pycha jeszcze bardziej wzrasta. Masyw skalny pychy trudno jest samemu skruszyć kilofem. Potrzebne jest działanie Boże. Ale jeśli nie podejmujemy wysiłku walki z pychą, to Bóg nie skruszy tego masywu wbrew nam. Udzielanie się Boga i Jego łask są związane z naszą otwartością i dobrą wolą. Potrzebne jest zaangażowanie i chociaż próby współpracy z naszej strony, by ułatwić rozkruszanie. Wtedy skała może zostać zamieniona na miękki i delikatny piasek.

Działanie Boże może kruszyć pychę i chronić przed pychą przez upokorzenia przyjęte z wdzięcznością.

Małe Ciche, 5 lipca 2021, poniedziałek

Konferencja, ks. Kazimierza Sztajerwalda

Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli

Dlaczego Bóg kocha cnotę pokory? Takie pytanie zadała sobie św. Teresa z Avila. Poznała, że Bóg jest Prawdą najwyższą, a pokora jest chodzeniem w prawdzie. Prawdą jest to, że sami z siebie jesteśmy tylko nędzą i nicością. Sami z siebie nie mamy nic dobrego. Kto to uznaje jest najbliższy Prawdzie najwyższej, czyli najbliższy samemu Bogu.

Tylko Bóg jest dobry, a w nas nie ma nic dobrego. Opis stworzenia świata jest odwołaniem do prawdy o Bogu i o nas. On jest dobry i wszystko co stworzył jest dobre. My zburzyliśmy relację z Nim, okazaliśmy nieposłuszeństwo i odwróciliśmy się od Boga. Ulegliśmy pokusie by nie ufać, być podejrzliwym. Ulegliśmy pragnieniu, by być jak Bóg i decydować o sobie bez Boga lub wbrew Bogu. Gdy zgrzeszyliśmy, zobaczyliśmy swoją nagość, bo bez Boga człowiek nie ma nic. Dlatego ważne jest uznanie, że Bóg kocha – i to daje nadzieję.

Na prawdę o naszej grzeszności możemy patrzeć ze smutkiem i być przygnębionym, albo patrzyć z nadzieją i pozwolić się prowadzić Bogu. Mała Tereska mówiła w takich okolicznościach: Kiedy popełniłam coś, po czym jestem smutna, wiem, że ten smutek jest skutkiem mojej niewierności. Lecz czy myślisz, że na tym poprzestaję? O nie, nie jestem taka głupia. Mówię spiesznie do Boga: „Wiem, mój Boże, że na ten smutek zasłużyłam, pozwól jednak, bym Ci go ofiarowała jako próbę, którą zsyłasz mi z miłości. Żałuję mojego grzechu, lecz cieszę się, że mogę ci ofiarować wywołane nim cierpienie”. Bóg chce widzieć nas świętymi, a nie skupionymi na grzechach i niewiernościach. Prawda może by rozpoznana oczami złego, który popycha nas do oskarżania i potępiania siebie, albo oczami Boga, który zawsze na nas patrzy z miłością. Jeśli nie ma w nas miłości Boga, to zatrzymamy się na drodze uświęcania.

Ktoś opowiedział dalszy ciąg przypowieści o Synu Marnotrawnym. Syn po pewnym czasie od swojego powrotu do domu ojca, znowu wyjechał i powtórzyło się wszystko, co za pierwszym razem. Stracił ponownie to, co otrzymał. I znowu chciał wrócić do ojca. Nie spodziewał się już żadnego przywrócenia praw synowskich. A jednak kiedy wrócił, ojciec powitał go tak samo serdecznie i wyprawił ucztę jeszcze większą niż za pierwszym razem. Historia powtórzyła się kilkukrotnie, a ojciec witał powracającego syna z większą miłością i wyprawiał coraz obfitsze uczty. Starszy syn ciągle się oburzał, bo nie mógł zrozumieć, że można tak kochać. Dlaczego uczty były coraz obfitsze? Ojciec widział walkę w sercu syna i wiedział, że jeżeli będzie surowy, to syn nie odważy się wrócić kolejny raz. Aż wreszcie młodszy syn zrozumiał miłość dobrego ojca i postanowił więcej nie odchodzić, by więcej go nie ranić. Powiedział sobie: nie odejdę więcej, chcę trwać przy ojcu. Dopóki będziemy uważali się za najemników, to będziemy ciągle odchodzili od Boga i grzeszyli. Bóg walczy o nas i wychowuje nas przez wybaczanie i w ten sposób przyzwyczaja do siebie, aż wreszcie zrozumiemy, że jesteśmy Jego dziećmi.

Można mówić o grzechach wiele, ale pokory uczymy się dopiero w konfesjonale. Syn marnotrawny w chlewie ze świniami rozważał swoje życie, ale tam widział tylko siebie, swoją pychę i swoją niegodność. Kiedy powrócił do ojca, doświadczył jego miłości i nauczył się pokory. Miłość Boga zawstydza człowieka. Bóg mówi: Nie wpatruj się w siebie, patrz na Mnie, wtedy zobaczysz siebie tak, jak ja ciebie widzę. Upokorzenia przeżywane bez bliskości kochającego Boga nie budują nas i nie są wyzwalające. Tylko Bóg patrzy z miłością, podnosi i buduje człowieka. Szczyt pokory osiągniemy wtedy, kiedy spotkamy się z Bogiem twarzą w twarz.

Jezusa miał w sobie pokorę w stopniu najwyższym, ponieważ nieustannie przebywał z Bogiem. Ta bliskość z Bogiem uzdalniała Go do przyjmowania upokarzających sytuacji. Pokora jest miarą naszej bliskości z Bogiem. Zakochany w Bogu poznaje, jak bardzo jest umiłowany i unika wszystkiego co prowadzi do grzechu.

Pycha objawia się w szukaniu własnej doskonałości powodującej, że jesteśmy zadowoleni lub niezadowoleni z siebie. Jeśli poznając swoją nędzę ulegamy smutkowi, pamiętajmy, że Bóg nadal patrzy na nas z miłością i nie przestaje kochać. Poznanie prawdy o własnej pysze może stać się okazją do przybliżenia się do Boga.

Małe Ciche, 6 lipca 2021, wtorek

Konferencja ks. Ryszard Półtorak

Niewola duchowego narcyza

Mityczny Narcyz był uzdolnionym człowiekiem, cieszył się życiem. Jednak odrzucił wszystkich i zaczął podziwiać siebie. Przeglądając się w tafli wody sadzawki podziwiał swoją twarz i zakochał się w sobie. To spowodowało, że nie mógł oderwać wzroku od swojego odbicia w lustrze wody. Z biegiem czasu przestał być człowiekiem, bo zmienił się w kwiat narcyza. Umarł człowiek, powstała roślina.

Mit jest przestrogą, że miłość własna może w nieuporządkowany sposób doprowadzić do wpatrywania się w siebie w sadzawce pychy względów ludzkich. Staje się tak, jeśli ciągle zwracamy uwagę na to, jak nas widzą inni, i jak oceniają. Ciągle jest w nas rozbudzany taki sposób funkcjonowania. Presja opinii względów ludzkich jest ogromna. Występuje przeciw rozumowi i powoduje rozstanie z wolą Bożą. Presja poprawności jest silna. Nie żyjemy w świecie wychowującym do samodzielnego myślenia. Mamy myśleć tak, jak inni, bo inaczej zostaniemy wyśmiani, napiętnowani, odrzuceni. Zawsze chcemy dobrze wypaść. Nigdy człowiek nie był wolny od pychy względów ludzkich. Należy się liczyć ze zdaniem drugiego człowieka, ale trzeba się przyglądać, czy nie jesteśmy uzależnieni od niego.

Człowiek zakochany w sobie buduje własną wizję Boga i tworzy Ewangelię na własny użytek (chociaż może być pobożny, czytać Pismo Święte, to jego obraz Boga może nie mieć nic wspólnego z Biblią, czy nauczaniem Kościoła).

Ile jest w nas duchowego narcyza? Gdyby Narcyz nie przeglądał się w sadzawce, żył by dalej, wykorzystywał swoje talenty. Ale zmienione zostało jego myślenie. Sadzawka pychy względów ludzkich powoduje, że fałszujemy Ewangelię, zabiegamy by wola Boża zgadzała się z naszą wolą. Człowiek wpada w pułapkę własnej woli i przestaje być człowiekiem gotowym przyjąć i wypełnić wolę Bożą.

Jak można poznać, że mamy do czynienia z wolą Bożą, a nie z własną? W pobożności też może ukrywać przywiązanie. Wolę Bożą powinno się realizować z oddaniem i z oderwaniem, jak najlepiej i bez oczekiwania na owoce, bez presji czy się uda. Człowiek uzależniony od pychy względów ludzkich, jeśli Bóg pozwoli, to zobaczy, że wszystko podporządkowuje sobie. Medytacja Słowa Bożego, Msza święta, adoracja Najświętszego Sakramentu mogą przebiegać według jego woli. Może być na adoracji nawet godzinę, a w tym czasie adorować siebie.

Jak wyjść z sadzawki pychy względów ludzkich? Należy uznać, że się jest w tej niewoli. Prawda wyzwala. Często nie potrafimy się przyznać do prawdy, albo uznajemy tylko część prawdy o sobie. Gdy pojawiają się takie trudności należy prosić: Boże, pomóż mi zobaczyć moje zniewolenie. Gdy mi pomożesz, będę wolny. Warto uświadomić sobie wielką miłość Boga i Matki Bożej. Szukając miłości i akceptacji u innych ludzi, nie widzimy szalonej i bezwarunkowej Bożej miłości. Chodzi tu o absolutny wybór Boga. Sukces, albo porażka są tu bez znaczenia. Bóg zawsze pomaga w uwalnianiu się od pychy względów ludzkich, choć może być to bolesne. Ratunkiem są akty pokory przeciwne pysze. Święci podejmowali tę walkę, aby móc się oczyścić.

Kiedy Bóg odsłania tylko odrobinę prawdy o nas, natychmiast pojawiają się ból, pretensje, żale. Jednak, kiedy uznamy, że On stoi za tymi trudnościami, Ten, który kocha i chce dobra, to możemy zaakceptować wszystko, co wcześniej uznawaliśmy za trudną prawdę. Przyjmiemy to, co niekorzystne, przyjmiemy krytykę, która nam się słusznie należy, a przestrzeń wolności się powiększy. Wolę Bożą należy pełnić z oddaniem, ale i z oderwaniem, ponieważ najważniejszą sprawą jest to, żeby wola Boża się wypełniła. To dobrze, kiedy człowiek akceptuje swoje braki, porażki, a błędy i grzechy uznaje za błogosławioną winę.

Otrzymujemy od Boga szaloną miłość. Co nam więcej potrzeba? Tylko Bóg, a reszta to śmieci. Szukanie woli Bożej, pragnienie, aby wola Boża się realizowała nie jest nasze, ale jest pragnieniem Matki Bożej. Ona nie potrzebowała niczego wielkiego czynić, ale uwielbiała Boga i kochała Go, dlatego jest dla nas największą pomocą w odzyskiwaniu wolności od sadzawki pychy względów ludzkich.

Ludźmierz, 7 lipca 2021, środa

Konferencja ks. Dariusza Kowalczyka

Aby Bóg działał w nas i przez nas

„Cóż to jest prawda?” (J 18, 38)– zapytał Piłat. Nasza odpowiedź brzmi: „Pokora jest prawdą”. Wcześniej Jezus powiedział o sobie: „Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem” (J 14, 6) Jeśli jesteśmy z Jezusem chodzimy w prawdzie. Na takiej zasadzie Bóg chce w nas działać.

W 1956 roku przypadała 300 rocznica ślubów Jana Kazimierza, króla Polski. Nowy tekst ślubowania napisał ks. Stefan kardynał Wyszyński w 1956 roku w miejscu swojego uwięzienia w Komańczy. Stało się tak, za usilną namową dwóch kobiet: Marii Okońskiej i Janiny Michalskiej. Wcześniej Prymas był przekonany, że tekst Ślubów może napisać, jako człowiek wolny. Zmienił swoje zdanie, gdy od Marii Okońskiej usłyszał, że św. Paweł pisał swoje najpiękniejsze Listy do gmin chrześcijańskich z rzymskiego miejsca odosobnienia. Po nocnej modlitwie rano napisał tekst Ślubów bez skreśleń i poprawek, by przed poranną Mszą świętą przekazać je kobietom, które zawiozły dokument na Jasną Górę.

Moc w słabości się doskonali. Boża moc ukazuje się w pełni tam, gdzie jest zwątpienie i już człowiek zbytnio nie liczy na siebie, bo wie, że jest zbyt słaby.

Przeor Jasnej Góry uznał, że Śluby Jasnogórskie muszą być złożone przez jak największą liczbę wiernych, aby miały rangę Ślubów Narodu Polskiego. Rozesłano zaproszenie do wszystkich parafii w kraju. Dnia 26 sierpnia 1956 roku zgromadziło się wokół klasztoru ok 1,5 mln ludzi pomimo utrudnień ze strony władz państwowych (nie dojeżdżały do Częstochowy pociągi, ani autobusy, nie dostarczano żywności, straszono rozruchami i rozlewem krwi). Kiedy Bóg działa jesteśmy wezwani, by chodzić po wodzie.

Po rozmnożeniu chleba Jezus nakazał uczniom, aby wypłynęli w inne miejsce, a sam pozostał, aby się modlić. W czasie podróży rozpętała się burza na jeziorze. Uczniowie walczylczący z falami ujrzeli Jezusa idącego po wodzie. Do przelęknionych Jezus powiedział: ,,Odwagi, Ja jestem''. Piotr odezwał się: ,,Panie jeśli to Ty, każ mi przyjść do siebie po wodzie". I Jezus mu pozwolił chodzić po wodzie. Nikt nie potrafi chodzić po wodzie, tylko Bóg daje oparcie i podtrzymuje. Przekonał się o tym Piotr, kiedy zwątpił i zaczął tonąć.

Bóg nas stworzył, dał duszę i powołał do nieskończoności, do życia w niebie. Człowiek nie nasyci się tym, co ziemskie. Aby znaleźć się w niebie, trzeba być blisko Boga. Kiedy żyjemy w prawdzie odbija się w nas obraz Boga. Wydaje się nam, że prawda, to jest wiedza. Prawda, to życie zgodne ze swoimi przekonaniami, zgodne z wiarą w Boga, którą się wyznaje. Nie ten jest zdrowy, kto o zdrowiu mówi, ale ten, kto cieszy się zdrowiem. Nie ten jest szczęśliwy, kto o szczęściu marzy, ale ten, kto szczęście przeżywa. Podobnie jest z prawdą.

Pokorą trzeba żyć, tak jak Maryja. Ona mówiła prawdę: „Niech mi się stanie według Twego słowa”. Serce Matki Bożej było pełne łask, pokorne i pragnące służyć Bogu i ludziom. Kiedy ksiądz Prymas posłuchał głosu Bożego przekazanego mu przez Marię Okońską, wykonał tak wspaniałą rzecz, jak napisanie Ślubów, które zostały złożone przez Naród Polski. Tylko pokorny wypełni wolę Bożą. Pyszny myśli tylko o sobie, a kiedy wali mu się świat woła: Panie ratuj! I wtedy Jezus wyciąga rękę do pokornego.

W historii Izraela są zapisane wydarzenia z udziałem wodza Gedeona. Kiedy Bóg go wysyłał na walkę z potężnym przeciwnikiem, nie chciał, aby w wypadku zwycięstwa lud izraelski sobie przypisywał sukces. Polecił zredukowanie armii z kilkuset tysięcy do kilkuset osób, a gdy uznał, że to jeszcze zbyt wiele, zmniejszył liczbę do kilkudziesięciu wojowników. Kryterium doboru nie była waleczność i siła, ponieważ pozostali tylko ci, którzy z rzeki pili wodę, jak zwierzęta, nie nabierając jej do rąk. Po zwarciu z wielotysięczną armią wroga mała garstka izraelskich wojowników, mogła powiedzieć zgodnie z prawdą, że to nie oni zwyciężyli, ale że Bóg zwyciężył.

Bóg chce w nas działać przez wiarę i usuwa to, na czym możemy się oprzeć. Przy wielkich planach Bożych jesteśmy zbyt mali, możemy czekać tylko na cud. Postawa zwątpienia, rozpaczy, lęku, to inna forma pychy. Bóg nas pozbawia oparć, byśmy funkcjonowali opierając się na wierze. Wiara czyni cuda. Ważne jest słowo wsparcia dla człowieka zmagającego się z trudnościami, ale nie można zaniżać poprzeczki i wskazywać drogę na płyciznę.

Próbuje się podważyć Boże powołanie do małżeństwa, próbuje się podważyć sens czystości przedmałżeńskiej, podważyć sens celibatu. Bóg zaprasza do wypłynięcia na głębię, nie po to, by nas tam potopić, ale dać łaskę. Kiedy Bóg osłabia, to znaczy, że chce działać w naszym życiu. Bóg działa przez nasze wyciągnięte i puste dłonie.

Ojcowie założyciele naszego Ruchu: ks. Tadeusz Dajczer i ks. Andrzej Buczel oddawali całych siebie na służbę dla braci. Nie żałowali sił, spowiadali kosztem snu. Nie robili tego dla własnych korzyści czy zaszczytu, ponieważ biegli po ostatnie miejsce.

Może ktoś zadać sobie pytanie: dlaczego w moim życiu nic się nie dzieje? Może nie było zgody na bieg po ostatnie miejsce. Przykrości są dla naszego dobra. Jeśli zgodzimy się na taką postawę, to będziemy chodzić po wodzie. Nie bójmy się poniżenia, bo Boże owoce są niesamowite.

Bachledówka, 8 lipca 2021, czwartek

Konferencja ks. Dariusza Kowalczyka

Dlaczego Bóg odsłania wnętrze grobu pobielanego?

Jezus zwracając się do faryzeuszy powiedział: „Podobni jesteście do grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa”. (Mt 23, 27) Może inni nas chwalą, ale naprawdę może być z nami inaczej. Napomnienie Jezusa nie jest przyjemne, ale ważne. Bóg chce oczyścić nasze serca, by w nich zamieszkać.

Bóg działa tak, że musimy chodzić po wodzie. Jednym z miejsc, gdzie chodzi się po wodzie jest bagno. Po bagnie trzeba chodzić z wiarą, by Bóg objawił się w naszym życiu. Kiedy zbliżamy się do Boga, to nieraz chodzimy po chybotliwym bagnie. Wydaje się płytkie, ale potrzeba wiary, by nas nie wciągnęło.

Patron skautów francuskich Guy de Larigaudie, to uśmiechnięty święty. Kochał śpiew, taniec, ryzyko, ale nade wszystko przeżywał nieustanny rytm przepełnionej wiarą rozmowy z Bogiem. Jako młody człowiek modlił się o czystość relacji między chłopcami i dziewczętami. Napisał, jak bardzo chciał wytrwać w czystych relacjach, dla jedynej miłości Boga. Modlił się nieustannie i w każdych okolicznościach, nawet w czasie tańca, a jego życie było ciągłym poszukiwaniem Boga. Chodził po wodzie, ale i po bagnie, lecz nie pozwolił żadnej pokusie się zrealizować, ze względu na miłość do Boga. Kiedy pokusa okazywała się zbyt silna, uciekał. Człowiek pokorny wie, że jeśli nie ucieknie, to wpadnie w potrzask i bagno go wciągnie. Pokora i modlitwa dają czystość serca. (Rozważania o wierze, s. 196-197)

Bóg chce w nas żyć i oczyszcza naczynie, aby skarb w nim złożony został odkryty. Oczyszcza nas, pokazując prawdę o nas, czyli brud, pychę i opieranie się na sobie, by nie było w nas z obłudnika udającego dobrego człowieka. Taka jest droga do świętości, która nie jest wzrostem ku doskonałości pochodzącej od siebie. Świat proponuje mistykę świecką polegającą na samodoskonaleniu i zdobywaniu energii. Naszym powołaniem jest się zjednoczyć z Bogiem, zjednoczyć z Duchem Świętym.

Bóg prowadzi nawróconego swoimi drogami. Najpierw człowiek sam walczy ze swoimi wadami i grzechami. Nie zawsze udaje mu się je pokonać. Z czasem Bóg daje łaskę i pomaga zerwać z zadawnionymi sprawami. Ale człowiek widząc sukcesy łatwo zapomina, że to Jezus wysłużył mu na krzyżu tę łaskę i przypisuje to własnej pracy. Łatwo jest mu wtedy patrzeć z góry na tych, którzy nie radzą sobie nadal. W każdym z nas żarzy się węgielek, który gdy na to pozwolimy, może wybuchnąć wielkim ogniem grzechu. Pycha nawet kiedy ledwie się ćmi, łatwo się może rozrosnąć i nie damy sobie z nią rady. Tak samo może być z zazdrością (jak reagujemy, gdy sąsiad pobudował sobie ładniejszy dom?), z gniewem (wydaje się nam, że jesteśmy spokojni, ale gdy jesteśmy zmęczeni, to okazuje się jak łatwo wybuchamy). Ulegamy tym samym słabościom, które krytykujemy u innych. Dzięki trudnościom życiowym dowiadujemy się prawdę o sobie. Bóg chroni nas od wejścia w grzech, gdy przyznajemy się do tego, że jesteśmy słabi.

Ludzie mogą nas szanować z powodu naszego stanowiska, pozycji społecznej, zamożności czy pełnionych funkcji. Mogą się do nas zwracać o radę, pytają, liczą się z nami. Wydaje się im, że mają do czynienia z osobą o wyższym poziomie doskonałości. Myślą, że skoro zewnętrzna strona misy wydaje się być piękna, to z naszym wnętrzem jest podobnie. To jest wysoko niebezpieczne, jeśli nie widzimy prawdy o sobie. Bóg nie chce nas kompromitować, chce, byśmy sami uznali prawdę o nas samych. Jeśli boimy się kompromitacji, to tylko z powodu braku pokory.

„Maryjo, Ty we mnie żyj, bo inaczej nie będę dobrym dzieckiem, ani rodzicem, ani dobrym animatorem, ani dobrym pracownikiem, ani sąsiadem. Sam z siebie wpadnę w bagno”. Mamy prawo rzucić się w ramiona Matki Bożej. Ona nas kocha, wie jacy moglibyśmy być, gdyby Bóg nas nie podtrzymywał. Ludzie żyjący w prawdzie mogą być dobrymi narzędziami w rękach Matki Bożej i oddadzą Bogu chwałę.

Bóg może dopuścić porażkę, abyśmy zobaczyli, kim jesteśmy sami z siebie. Taką porażką może być odejście dziecka od wiary. Rodzice bardzo to przeżywają, ale to Jezus patrzy w serce i wie kiedy dziecko nawróci się. Rodzice modląc się za dziecko, nie muszą mieć poczucia sukcesu, gdyby widzieli efekt natychmiastowy modlitwy. Inaczej, myśleliby, że to dzięki nim, dzięki ich działaniom dziecko wróciło do wiary, a nie dzięki Jezusowi. Bóg wielu swoim wyznawcom nie dawał poczucia sukcesu. Mojżesz nie wszedł do Ziemi Obiecanej, tylko ją widział z daleka. ks. Tadeusz Dajczer również miał poczucie porażki. Bóg tylko wiedział, co działo się w jego sercu. Bóg chciał wszystko przeprowadzić po swojemu.

To, co zewnętrzne nie jest istotne. Nie wspaniała organizacja, sprawne działanie, dynamiczni ludzie tylko to, co jest wewnętrzne poddane Panu Bogu. Wszystko ma sens. Ruch to jest dzieło Ducha Świętego i Matki Bożej. Zacznijmy na wszystko patrzeć oczyma Matki Bożej. Musi umrzeć, to co nurza się w błocie. Matka Boża chce, by Jezus nas oczyszczał. Dostrzega piękno Jego dzieła i chce je podnieść ku Bogu.

Małe Ciche, 9 lipca 2021, piątek

Konferencja ks. Mieczysław Jerzak

Miłość współweseli się z prawdą (1 Kor 13, 6)

Święty Paweł w jednym ze swoich listów zachęcał pierwszych chrześcijan, aby się współweselili z prawdą. Prawda usłyszana od innych może budzić zaniepokojenie, a nawet oburzać. Wtedy taką prawdę odrzucamy, zamiast się zastanowić, czy na pewno mamy rację. Człowiek broni się przed prawdą, a nawet ucieka jeśli się ujawnia. Jednym ze sposobów ukrywania prawdy, aby w oczach swoich lub innych uchodzić za lepszego jest podnoszenie ocen na zakończenie roku szkolnego. Ocena zamiast odzwierciedlać całoroczny trud włożony w naukę jest podwyższana, by innym zaimponować i nie pokazywać, jak jest naprawdę.

W czasie ostatnich miesięcy relacje z innymi zostały zatrzymane z powodu pandemii. Po zdjęciu restrykcji na nowo można było spotykać się z innymi ludźmi i poznać prawdę na rzeczywistość i o sobie. Relacje z innymi obnażają niemiłą prawdę o nas, z tego powodu często unikamy tych, co mówią prawdę. Powinniśmy się cieszyć z tego, co słyszymy o nas. Tak postępowali święci. Oni cieszyli się z prawdy i upokorzeń.

Św. Tereska z Lisieux w zakonie pełniła funkcję mistrzyni nowicjatu. Miała pragnienie poznania prawdy o sobie. Pewnego dnia jedna z nowicjuszek powiedziała jej, co o niej myśli i jakie ma do niej uwagi. Dla Tereski było to cenne, ponieważ ktoś pomógł jej poznać, chociaż część prawdy dotyczącej jej osoby.

Kiedy poznajemy Słowo Boże poznajemy Prawdę. Ta Prawda pozwala nam kształtować nasze życie.

Bądźmy wdzięczni Bogu i ludziom, którzy nam odsłaniają prawdę o nas samych. Jeśli nie potrafimy przyjąć prawdy, prośmy Boga o jej przyjęcie i o nawrócenie się.

Małe Ciche, 10 lipca 2021, sobota

Konferencja ks. Andrzeja Mazańskiego

On ma wzrastać, ja mam maleć

Święty Jan Chrzciciel rozpoznał Jezusa w czasie chrzcie w rzece Jordan. Usłyszał z nieba głos Boga Ojca: „To jest mój Syn umiłowany”. Boże świadectwo zostało potwierdzone przez Ducha Świętego, który się zaznaczył swoją obecność w postaci gołębicy. Odtąd Jan miał pewność, że ma się umniejszać, aby mógł się objawić Jezus.

Po chrzcie św. Jan daje świadectwo, że Jezus jest Oblubieńcem, a on jest Jego przyjacielem. Jego radość doszła do szczytu, bo zobaczył Jezusa rozpoczynającego działalność publiczną. Dla św. Jana mogło być trudne, że Jezus nie chciał, aby on poszedł za Nim i nie zaprosił go do grona swoich uczniów, tym bardziej, że powołał z grona jego uczniów kilku dla siebie. Później, kiedy Jan już był w więzieniu Jezus korygował jego wyobrażenia o Mesjaszu. To dla nas znak, że kiedy Jezus nie jest dla nas teorią, ale żywą osobą, wtedy możemy wejść na drogę pokory.

W życiu duchowym jest ważne częste przypominanie sobie obecności Boga. Kościół pomaga nam w tym przez sakramenty, które uświadamiają nam obecność Bożą i intensyfikują skutki działania Zbawiciela. Kościół pomaga przez czytanie i wyjaśnianie Słowa Bożego. Matka Boża zabiega, abyśmy „zrobili wszystko, cokolwiek nam powie Jej Syn”. Jeżeli jesteśmy świadomi żywej obecności Jezusa, to droga pokory, czyli droga umniejszania się, aby Jezus mógł wzrastać, jest dla nas możliwa.

Jeśli chcemy, aby nasi bliscy, którzy nie akceptują wiary mogli się otworzyć, to stanie się to możliwe, jeśli wybierzemy drogę pokory i umniejszania się, aby Jezus mógł wzrastać. Jeden akt uniżenia, by Jezus mógł się objawić, więcej znaczy niż usilne prośby i przekonywania. To skuteczny rodzaj apostolstwa, kiedy swoją postawą powodujemy, że Jezus może wzrastać i pojawiać się w życiu naszych bliskich.

W życiu św. Józefa widać było również postawę umniejszania się i pokory. Kiedy Jezus wzrastał św. Józef został zaproszony na drogę uniżenia się. Wolę Bożą przyjmował bez żadnych wewnętrznych oporów. Jego pokora była czynieniem miejsca dla Pana.

Bóg również nas chce prowadzić drogą pokory. W życiu codziennym spotykamy się z różnymi upokorzeniami. W dzisiejszej Ewangelii Jezus wskazuje, jak potrzebne są upokorzenia, niesłuszne oskarżenia, pomówienia, czy krzywdzące oceny. Kiedy jesteśmy niesłusznie oskarżani, to Jezus jest szczególnie blisko. Pojawiające się niesprawiedliwe oskarżenie, to wezwanie, by żyć pełnią obecności Jezusa. Jeśli żyjemy obecnością Jezusa to rozpoznamy, kiedy należy usunąć się z życia drugiej osoby np.: z życia dorosłego dziecka. Wtedy staniemy się podobnymi do św. Jana, bo będziemy cieszyć się, że Jezus wzrasta w jego życiu.

Dziękujmy Bogu za zaproszenie nas na drogę umniejszania się i pokory.